(Tekst ukazał się w kwartalniku Zdanie nr 3-4 2019)
Państwo PiS nie troszczy się o spójność prawną czy ustrojową, uchwalane nocami przepisy maja stanowić jedynie formalne alibi dla realizacji pomysłów, wymyślanych w dzień, doraźnych i często kulawych koncepcji. Forsowane rozwiązania prawne w bardziej, lub mniej, oczywisty sposób łamią ducha i literę konstytucji.
Jednak skoro z konstytucją nikt od dawna się nie liczy a formalnie jej dni są policzone, to co szkodzi podywagować sobie o nowych rozwiązaniach. Rządy PiS kiedyś się skończą i okaże się wtedy jasno, że niemal wszystkie instytucje państwowe są w ruinie a reguły ich działania oraz wzajemnych relacji trzeba będzie pisać na nowo
Zebrane dotąd doświadczenia pozwalają, przynajmniej mnie, na wysnucie wniosków, że dotychczasowy system polityczny raczej się nie sprawdził. Ale po kolei.
Prezydent.
Aktualnie pełniący obowiązki prezydenta dowiódł chyba, że funkcja prezydenta jest zupełnie zbędna. Kompetencje prezydenta pisane w konstytucji z 1995 roku dawały prezydentowi funkcję arbitra i rozjemcy. Arbitrem bywał tylko czasem Aleksander Kwaśniewski, rozjemcą chyba nikt. A skoro wyraźnie widać obniżenie się poziomu pozytywnych cech u kolejnych prezydentów, to może trzeba dać sobie spokój z tą funkcją ?
W ramach kompromisu można by pozostawić funkcję prezydenta wybieranego przez parlament na jedną pięcioletnią kadencję bez możliwości ponownego wyboru. Na wzór niemiecki ale bez ukrytej opcji. Taki prezydent pełniłby funkcje reprezentatywne. Mając do dyspozycji wyłącznie jedną kadencję nie byłby związany wyborami politycznymi. Mógłby, gdyby chciał i potrafił, naprawdę stać na straży prawa i swobód obywatelskich. Gdyby jednak nie zechciał, to wiele by nie mógł nikomu zaszkodzić.
Parlament.
Polski parlament ulega degeneracji tak samo jak polska polityka i polski system partyjny.
Do zwolenników jednomandatowych okręgów zapewne nie dociera, że senat, którzy zawsze był mało przydatny, teraz służy wyłącznie za przedmiot kpin.
Likwidacja tej izby „refleksji” jest niezbędna. Jak zburzenie Kartaginy. Jedyny pożytek z Senatu jest taki, że na jego przykładzie można pokazać do czego prowadzi większościowy system wyborczy oparty o jednomandatowe okręgi wyborcze.
Jednym z problemów polskiej polityki jest stałe zmniejszanie proporcjonalności systemu wyborczego, poprzez stosowanie metody d’Honta i manipulowanie wielkością okręgów wyborczych.
Najlepsze efekty dała chyba jednak ordynacja obowiązująca w 2001 roku. Mandaty dzielono według zmodyfikowanej metody Sainte-Laguë. Najmniejszy okręg wyborczy miał 7 mandatów (Chrzanów), a największy 19 (Warszawa). Wszystkich 460 posłów wybierano w okręgach wyborczych. Po likwidacji Senatu można by zwiększyć liczbę posłów np. o 30 przywracając listę krajową, co dałoby premię ugrupowaniom, które przekroczyły 10 %. Równocześnie należałoby obniżyć próg wyborczy do 4 procent.
Otrzymalibyśmy Sejm bardziej proporcjonalny, bardziej związany z wyborcami i trochę skazany na wypracowywanie kompromisów. A kompromis jest istotą demokracji.
Trybunał konstytucyjny
To ostatni element tej konstytucyjnej układanki. Niestety wśród jego dokonań sprzed roku 2017 jest więcej porażek niż korzyści, że wspomnę tylko takie ideologicznie i nie posiadające podstaw prawnych werdykty jak obalenie 50 % stawki podatku PIT, unieważnienie liberalizacji ustawy antyaborcyjnej czy koncepcja ochrony życia od poczęcia.
Z stawką 50 jest w ogóle ciekawa sprawa ponieważ Trybunał zakwestionował tryb jej wprowadzenia, za co odpowiedzialny był rząd Marka Belki, przeciwny jej wprowadzeniu.
Nie wprowadził jej również rząd PiS i Samoobrony, choć mógł to zrobić jesienią 2005 roku, a przecież za wprowadzeniem tej stawki PiS wcześniej głosował. Nie zrobił tego i sprawa ostatecznie upadła. Bo PiS przecież zawsze był za sprawiedliwością. PO przynajmniej szczerze zawsze była przeciw
Należałoby więc skończyć z prawotwórczą rolą Trybunału i wprowadzić możliwość uchylania przez Sejm jego postanowień, konstytucyjną większością. Skoro parlament uchwala konstytucję, parlament powinien mieć prawo jej ostatecznej interpretacji.
Możliwość uchylania decyzji Trybunału nie jest taka rzadka w Europie, obowiązuje w Grecji Belgii, czy Finlandii. Praworządność tych krajów nie raczej kwestionowana.
A biorąc pod uwagę poziom kompetencji prawnych, jaki reprezentują aktywni w mediach absolwenci wydziałów prawa wolę wypracowany w proporcjonalnym parlamencie kompromis niż wiarę w nieomylność trybunałów.
Do pełnego szczęścia brakowałoby jeszcze tylko wykreślenia z konstytucji zapisów o konkordacie, relikcie religijnego zniewolenia. Wpisać zaś można by Unię Europejską. Zapis ten niczego nie gwarantuje, ale byłby deklaracją na przyszłość. Jeśli Polska ma przyszłość.
Samorząd czy sam rząd.
Wszelkie raporty na temat funkcjonowania samorządów zostały usunięte na bok. Nikt ich nie czyta. Pomijam fakt, że wszystkie one miały te skazę, że bieżącą sprawność zarządzania ceniły sobie najbardziej. Stąd nierównowagę pomiędzy organami jednoosobowymi gminy a kolegialną radą, którą wprowadził bezpośredni wybór tych pierwszych, proponowały umocnić poprzez zwiększenie kompetencji organów jednoosobowych. To nic dziwnego, skoro po części pisali je samorządowcy, czyli burmistrzowie, prezydenci wójtowie lub ich doradcy.
Dzisiejsza troska PiS o samorządy to ronienie łez przez krokodyla nad przygotowywaną do spożycia przekąską.
Centralizacja władzy postępuje za PiS jeszcze szybciej niż za PO. Jeśli już ktoś naprawdę troszczyłby się o samorządy (p.s. samorząd to wszyscy mieszkańcy terytorium stąd samorząd terytorialny), to działał by na rzecz zwiększania kontroli mieszkańców nad organami samorządów.
Ordynacja większościowa (okręgi) jednomandatowe powinny dotyczyć tylko najmniejszych gmin do 5000 (maksymalnie 10 tys) mieszkańców. Należałoby się zastanowić nad wielkością okręgów wyborczych, tak by nie mógłby być mniejsze niż 7-8 mandatowe, co przy wprowadzeniu bardziej proporcjonalnego sposobu dzielenia mandatów niż metoda d’Honta, dałoby lepszą reprezentatywność wyborów. Mniejsze okręgi w zasadzie utrwalają układ, w którym w radach jednostek samorządowych nie może pojawić się więcej niż 3 ugrupowania, co praktycznie przekreśla możliwość zaistnienia w radach podmiotów innych niż ściśle polityczne.
No i oczywiście znieść bezpośredni wybór wójtów, burmistrzów i prezydentów.
Ciekawe, że na poziomie powiatów i województw to radni wybierają zarządy. Nie słychać o paraliżu tych jednostek. Funkcjonują, realizują swoje zadania. Tak, czasem zmieniają się koalicje i zarządy. Skoro im się udaje, na pewno udałoby się to i gminom, małym i dużym.
W dłuższej perspektywie, którą w Polsce niemal nikt się nie interesuje, bezpośrednie wybory prezydentów, wójtów i burmistrzów szkodzą demokracji i samorządności. Sprzyjają rozwojowi klientelizmu i likwidują nieomal w całości możliwości kontrolowania najważniejszych organów gminny przez obywateli. Jedynym efektywnym narzędziem kontroli staje się referendum gminne, które przecież jest ostatecznym rozstrzygnięciem.
Nasze gminy w większości nie są w stanie realizować powierzonych im zadań ani prowadzić polityk sektorowych. Z kolei ich łączenie wydaje się mało prawdopodobne. W tej sytuacji wydaje się celowe przenieść większość zadań planistycznych i zarządczych na poziom powiatów a gminom zostawić kompetencje na poziomie jednostek pomocniczych większych miast z wprowadzonym obowiązkiem zarządzania partycypacyjnego pozostawionymi zadaniami.
Powiaty powinny przejąć realizację zarządzania całością usług publicznych jedynie z wyłączeniem opieki zdrowotnej choć i też nie bez wyjątków. Powiaty miałaby szansę prowadzić ograniczoną politykę gospodarczą wspierając lokalne przedsiębiorstwa.
Władze zarówno centralne jak i wojewódzkie musiałyby zrezygnować z bezpośredniego ingerowania w realizację zadań własnych powiatu, jak również z ustalania wysokości danin zastrzeżonych do kompetencji samorządów czyli podatków lokalnych i opłat lokalnych. Minister finansów przestałby ustalać wysokości podatków od nieruchomości czy opłat za parkowanie. Władze centralne musiałby też realnie wyceniać wartość zadań powierzonych (np. edukacji) i waloryzować ich koszt, nie tylko skupiając się na kosztach płacowych.
Samorządy musiałyby otrzymać wzmocnione i wyłączne kompetencje planistyczne. Należy skończyć wydawaniem Decyzji o Warunkach Zabudowy i Zagospodarowania Terenu. Samorządy uchwalając (bądź nie) plany miejscowe, decydowałyby o warunkach nowych inwestycji. Nie ma planu to znaczy, że nie ma inwestycji. Uchwalone plany do tej pory miejscowe umożliwiają budowę ponad 80 mln mieszkań a następne plany są uchwalane. Może wystarczy ?
Problemy samorządów narastają również dlatego, że państwo tj, władze centralne, nie realizują swoich konstytucyjnych zadań. Ochrona środowiska, polityka mieszkaniowa, ochrona zdrowia to nie są zadania samorządu. Są one jednak zmuszone podejmować działania w tych zakresach, bo są to zadania niezmiernie istotne. W ten sposób obywatele mają ogarek a rząd dalej trzyma twardo świecę w twardym uścisku.
Wszelkie inne majstrowanie przy samorządach służy wyłącznie przejęciu w nich pełni władzy a one same traktowane są jako łup polityczny. Tak stało się właśnie w 2018 roku. Absurdalne wydłużenie kadencji organów samorządów do 5 lat ma jedynie na celu przedłużenie o rok hegemonii politycznej PiS, tam gdzie się jej udało ją zdobyć. Jeśli jeszcze PiS wygra wybory parlamentarne w 2019, co jest bardzo prawdopodobne, to wykorzysta wszystkie możliwości prawne, łącznie z „ziobryzacją” egzekwowania prawa, do odbierania władzy nieposłusznym wójtom, burmistrzom i prezydentom.
Tak na marginesie dyskusji to wszystkie decyzje dotyczące kształtu samorządu w Polsce ( i nie tylko te) zdawały się pomijać analizę funkcjonalną. Takie analizy robione przed reformą , a w zasadzie kompletną reorganizacją samorządów lokalnych, wskazywały, że województw nie powinno być w Polsce więcej niż 8-10.
Ciekawa była też analiza wskazująca na możliwości zachowania podziału kraju na 49 województw i utworzenia ponad nimi 6-8 regionów zdolnych ro realizacji celów polityki regionalnej. Oczywiście ta analiza trafiła też do śmietnika. Albowiem jednym z celów reorganizacji struktur samorządowych było… tak oczywiście dokończenie dekomunizacji.
Ekonomia.
Duży fragment naszej konstytucji poświęcony prawom ekonomicznym, ustrojowi ekonomicznemu. Począwszy od określenia w 20 art. Konstytucji, że podstawą ustroju Rzeczypospolitej „ jest społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej, własności prywatnej oraz solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych.” To ta część konstytucja która zawiera fundamentalne zasady działania Rzeczypospolitej. Cóż, projekt fundamentów wygląda nieźle, tyle że w rzeczywistości chyba nie został w ogóle zrealizowany.
W części poświęconej prawom ekonomicznym są z kolei zapisy o tym, że – „Władze publiczne prowadzą politykę zmierzającą do pełnego, produktywnego zatrudnienia poprzez realizowanie programów zwalczania bezrobocia, w tym organizowanie i wspieranie poradnictwa i szkolenia zawodowego oraz robót publicznych i prac interwencyjnych.”
Dalej mamy gwarancje zabezpieczenia socjalnego, praw do ochrony zdrowia, edukacji. „Władze publiczne są obowiązane do zwalczania chorób epidemicznych i zapobiegania negatywnym dla zdrowia skutkom degradacji środowiska”.(art. 68 ust 4.)
Osobom niepełnosprawnym należy się pomoc w zabezpieczeniu egzystencji, przysposobieniu do pracy oraz komunikacji społecznej. (art. 69). Te zapisy albo są traktowane zdawkowo, albo pomijane, albo nie respektowane. Tak przy okazji zniesienie obowiązku szczepień może być uznane za niezgodne z konstytucją. A przynajmniej powinno
Gwarancje socjalne oraz zapisy o społecznej gospodarce rynkowej nie były chyba przez żaden rząd traktowane poważnie. Dialogiem społecznym zainteresowane były tylko rządy wspierane przez SLD, w latach 2001 -2005.
Trudno powiedzieć czemu, wspierając przemysł polskie rządy wspierały realnie głównie duże przedsiębiorstwa, z oczywistych względów, należące do kapitału zagranicznego.
Nikomu nie wpadło do głowy np. wspieranie, czy choćby tylko nie przeszkadzanie sektorowi spółdzielczemu. W zasadzie spółdzielnie, nie licząc słynnej „Muszynianki” przetrwały niemal wyłącznie w sektorze przetwórstwa mleka oraz jako lokalne niedobitki po Społem.
Działa jeszcze bankowość spółdzielcza ale z klasyczną spółdzielczością podobnie jak w sektorze mlecznym co raz mniej ma wspólnego. Tym nie mniej, to czysto polski kapitał, ludzie i lokalne inicjatywy. Jeśli coś wspierać, to na pewno spółdzielnie i to nawet bardziej niż spółki komandytowe.
Jeśli zaś czyta się konstytucję ze zrozumieniem, to jest oczywiste, że nasz system podatkowy rozmija się całkowicie z konstytucyjnymi zapisami. To system degresywny, w którym obciążenia podatkowe maleją wraz ze wzrostem dochodów. Klin podatkowy jest największy i najbardziej uciążliwy dla osób o niskich dochodach. Podatki majątkowe niemal zlikwidowano a podatek od nieruchomości jest na istotnym poziomie tylko w przypadku nieruchomości wykorzystywanych na cele komercyjne.
Przede wszystkim konieczne jest wprowadzenie progresji podatkowej przy jednolitej kwocie wolnej od podatku co najmniej 5 progach podatkowych oraz wprowadzenie 10 % stawki dla przychodów nie przekraczających 20 000 złotych. Do tego oczywiście trzeba objąć ogólnymi zasadami opodatkowania jednoosobową działalność gospodarczą. Stracą na tym uciekający na kontrakty cywilne członkowie zarządów spółek ale oni i tak mają się zbyt dobrze.
Kolejne kroki wymagają zwiększenia integracji europejskiej w zakresie wspólnej polityki podatkowej. Należy wdrożyć jednolite zasady opodatkowania w zakresie CIT oraz ujednolicić stawki podatkowe. Wielkie koncerny zaczną wreszcie płacić podatki a Unia będzie mogła obejść się bez składek krajów członkowskich. Będzie też miała fundusze na badania naukowe oraz fundusz spójności i wspieranie krajów sąsiednich.
Silna Unia jest w interesie Polski i mniejszych krajów, które nie są wstanie egzekwować przepisów prawa ani przestrzegania norm wobec międzynarodowych koncernów. Lewica musi przedstawić kompleksową wizję rozwoju Unii Europejskiej organizmu politycznego ze zintegrowaną polityką gospodarczą, monetarną i fiskalną. Nasza gospodarka jest częścią unijnej a więc pośrednio światowej gospodarki. Przebąkiwania o niezależności, samodzielności, to groźne bzdury. Prawdziwe wybory dotyczą przyszłości.
Monumentalne plany rządu PiS są tyle nierealistycznie co szkodliwe. Budowa przekopu przez Mierzeję Wiślaną zakończy się wtedy gdy przybierające wody Bałtyku dotrą w okolice Torunia, który stanie się niechcący portem morskim. To tylko za 50 lat.
Konserwatyzm i tradycjonalizm zwłaszcza w połączeniu z neoliberalizmem gospodarczym nie rozwiążą żadnego z problemów. To ucieczka w przeszłość. W dodatku przeszłość wyobrażoną. Przeszłość zaś nie ma przyszłości.
Jeśli jakaś przyszłość jest dla Polski, to musi być ona zorganizowana zupełnie inaczej niż dotychczas. Inaczej nie będzie dla nas żadnej przyszłości.
Kraków, czerwiec 2019