Archiwum dla Październik, 2022

Mieszanie w sondażach

Posted in demokracja with tags , , , , , on 30 października, 2022 by aristoskr

Do wyborów samorządowych raczej dalej niż bliżej, a to z powodu kolejnej próby wydłużenia kadencji samorządów. Mieszanie w sondażach wyborczych trwa, a w Krakowie atmosfera jest nieustannie podgrzewana dodatkowo przez niezaspokojony apetyt Łukasz Gibały. Niespełniony biznesmen i polityk śni sen nieprześniony o fotelu Prezydenta Miasta Krakowa. Niemal co kwartał pojawia się sondaż realizowany na jego zlecenie, w którym to sondażu oczywiście Gibała wygrywa najbliższe wybory.

Ostatnie wyniki komentuje prof. Andrzej Piasecki: „Piłka jest cały czas w grze i obok kandydatów już znanych, takich jak Łukasz Gibała i Małgorzata Wassermann, moim zdaniem szanse o wiele większe niż to, co widać w sondażu, mają pozostali kandydaci, np. rektor Uniwersytetu Ekonomicznego prof. Stanisław Mazur”. Profesora dziwi szybki spadek notowań urzędującego prezydenta Jacka Majchrowskiego, choć może nie powinien. Bieżącą kadencję Majchrowski wygrał jako przedstawiciel komitetu wyborczego zjednoczonej opozycji. Głosowali na niego nawet niektórzy wyborcy PiS-u. Prezydent słynie z tego, że potrafi się dogadywać z przedstawicielami różnych opcji politycznych. To jego mocna strona, która jednak może stać się wadą. Dziś Jacek Majchrowski jest krytykowany ze wszystkich stron, nawet przez własne otoczenie. W radzie miasta nie może liczyć nawet na tych radnych, którzy od lat kandydowali z jego komitetu wyborczego. To pewnie o nich Andrzej Kulig, pierwszy zastępca prezydenta, powiedział kiedyś, że znaleźli się w radzie tylko dlatego, że prezydent wziął ich na listę. Może to być kolejny dowód na to, że nawet Jacek Majchrowski czasem się myli.

W sondażu pojawiło się też pytanie o poparcie komitetów wyborczych w wyborach do Rady Miasta Krakowa. Wyniki nie pokazują jednoznacznych zwycięzców. W grze o wygraną pozostają trzy komitety. Podium otwiera Koalicja Obywatelska z 21% poparcia, zaraz za nią plasuje się Prawo i Sprawiedliwość: 19%, i Komitet Wyborczy Łukasza Gibały: 17%. Dalej znalazła się Polska 2050 Szymona Hołowni: 11%, a dopiero na piątym miejscu Komitet Jacka Majchrowskiego: 10%. Wyniki poniżej 10% uzyskują Nowa Lewica: 8%, i Konfederacja: 6%.

Wbrew temu, co napisano w komentarzach, taki rozkład głosów dałby mandaty tylko trzem ugrupowaniom. Trzeba jednak pamiętać, że w ostatnich wyborach oprócz PiS-u startował koalicyjny komitet wspierający Jacka Majchrowskiego, składający się z PO, Nowoczesnej i Klubu Prezydenckiego oraz wspierany przez SLD. Prawdopodobna jest próba utworzenia podobnej koalicji, zdolnej do zdobycia większości głosów. A wtedy komitet Gibały mógłby nie uzyskać ani jednego mandatu.

W sondażu pytano także o aktualne preferencje polityczne. Tutaj wygrywa Koalicja Obywatelska: 33% poparcia, na drugim miejscu jest Prawo i Sprawiedliwość: 24%, a na kolejnych Polska 2050 Szymona Hołowni: 17%, Nowa Lewica: 10%, i Konfederacja: 6%. W porównaniu w wynikami osiągniętymi w Krakowie w wyborach 2019 roku, w sondażu PO uzyskała tylko o 2 punkty mniej niż Koalicja Obywatelska (PO, Nowoczesna, Zieloni). PiS traci aż 9 punktów (spadek z 33% do 24%), a Nowa Lewica (SLD, Razem, Wiosna) ponad 5 punktów, bo w wyborach w 2019 w Krakowie osiągnęła 15,11%, co było najlepszym wynikiem od 2001 roku. Konfederacja traci 2 punkty.
Polska 2050 Hołowni w 2019 roku nie startowała, a teraz zajmuje stabilne trzecie miejsce, przynajmniej w Krakowie.

Więcej wątpliwości budzą wyniki sondażu kandydatów na Prezydenta Miasta. Prof. Mazur wielokrotnie się zarzekał, że nie będzie startował przeciw Jackowi Majchrowskiemu. Trudno też sobie wyobrazić, by Rafał Komarewicz, szef klubu radnych Jacka Majchrowskiego, odważył się kandydować przeciw swemu chlebodawcy. Wydaje się więc, że sondażowy sukces Łukasza Gibały powstał w głowie Łukasza Gibały. Wyglądał tak: w pierwszej turze Gibała otrzymałby 24% głosów, na Małgorzatę Wassermann zagłosowałoby 20% wyborców, a na Jacka Majchrowskiego 16%. Mniejsza część głosów w pierwszej turze otrzymaliby: Aleksander Miszalski, popierany przez PO (13%), Rafał Komarewicz z Polski 2050 (10%), Konrad Berkowicz z Konfederacji (4%), Tomasz Urynowicz z Porozumienia (4%) i rektor Uniwersytetu Ekonomicznego Stanisław Mazur (2%). Niezdecydowanych pozostaje 8% ankietowanych.

Ostatnim elementem do uwzględnienia są wybory parlamentarne, które odbędą się przed wyborami samorządowymi. Jakiekolwiek będą ich wyniki – choć wszystko wskazuje dziś na to, że tym razem PiS nie zdoła ich wygrać – niewątpliwie wpłyną na wybory samorządowe, być może w decydujący sposób, już nawet na etapie budowania lokalnych sojuszy i list wyborczych.

A sondaże warto obserwować, jednak bez większej ekscytacji…

A jak tam, sąsiedzi, u was w gminie ?

25 lat w cieniu krzyża

Posted in demokracja with tags , , , , , , on 25 października, 2022 by aristoskr

Posłanka Nowej Lewicy Wanda Nowicka przypomniała, że minęło właśnie 25 lat od zawieszenia przez posłów AWS-u krzyża w Sejmie. Jej zdaniem to symbol nieformalnej władzy kościelnej nad władzą świecką. Czy symbol religijny powinien zniknąć z sali sejmowej?

O to Patryk Michalski pytał w programie „Tłit” Krzysztofa Gawkowskiego, szefa parlamentarnego klubu Lewicy. – Ja nie mam problemu z krzyżem na sali sejmowej – stwierdził polityk Nowej Lewicy. – Uważam, że jeśli jakakolwiek grupa wyznaniowa chciałaby, by wisiał tam jej znak, czy ważny emblemat, to powinien wisieć i nie powinno być tak, że komuś czegoś zabraniamy, jeżeli komuś na coś pozwalamy. To wolnościowe. Uważam, że nikt na siłę nie będzie w Sejmie krzyża zdejmował – podkreślił Krzysztof Gawkowski.”

Ta przydługa cytata, to przykład na rysującą się wyraźnie różnicę zdań wewnątrz klubu Nowej Lewicy. Różnica zdań sama w sobie nie musi niepokoić , bo np. może pobudzać dyskusje. Np. na temat, czy konkordat wypowiedzieć w pierwszym dniu działania rządu sił demokratycznych, czy jeszcze z tydzień można by z tym poczekać.

Poseł i wiceprzewodniczący klubu Nowej Lewicy może nie pamięta jak doszło do wieszania krzyża w Sejmie ale to łatwo sprawdzić, bo Internet pamięta wszystko. Nawet jest wpis w Wikipedii – „W nocy z 19 na 20 października 1997 posłowie Akcji Wyborczej Solidarność i Unii Wolności podpisali umowę koalicyjną. Nocą, po zakończeniu posiedzenia klubu AWS, Tomasz Wójcik z pomocą posła Piotra Krutula samowolnie powiesili krzyż na ścianie Sali Posiedzeń Sejmu.”

Uczcili w ten sposób powstanie koalicji  AWS-UW. Nie była to chyba jednak dobra wróżba, bo ani po jednym ani po  drugim ugrupowaniu nie zostało nic prócz sierot i rachunku krzywd.

Czego już Wiki nie pisze, wieszający (wieszatiele ?) nie stosowali się do przepisów BHP. Tomasz Wójcik, który powiesił w czasie jego wieszania „spadł i złamał rękę” Przy okazji zniszczył framugę gdy mu się obsunął, użyty w charakterze drabiny fotel marszałkowski. I jak się okazało zniszczył też karierę, bo ta krzyżowa kadencja była jego ostatnią. Czyżby to klątwa Cyrankiewicza ?

Pośrednio po stronie Posłanki Nowickiej opowiedział się Europoseł Robert Biedroń , domagając się wyjaśnień w sprawie powołania „zespołu duszpasterskiego” w Lasach Państwowych. Zespół ma prowadzić działania „przyczyniające się do kształtowania właściwych postaw etyczno-moralnych związanych z celami działalności i misją Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe”. Odnoszę wrażenie, że w może to być desperacji sposób na walkę z przestępczością urzędniczą Lasach Państwowych.

Bo przecież na pewno nie chodzi o to, by dać zarobić znajomym księżom. Gdyby Dyrektor lasów miał jakąś wiedzę religioznawczą, wiedziałby, że rekolekcje nie działają nigdy tak, jak by oczekiwał kościół i wszyscy święci.

Natomiast sugeruję nieśmiało, by przy Współprzewodniczących Nowej Lewicy powstał zespół świeckich doradców, który prowadziłby działania przyczyniające się do kształtowania właściwych postaw etyczno-moralnych związanych z celami działalności i programem Nowej Lewicy.  Na pierwszego kursanta zgłosił się już , jak sądzę Poseł Gawkowski ale obawiam się że nie jest osamotniony w swojej nieznajomość zasad świeckiego państwa. A przecież nawet galopujący na białym rumaku, Donald Tusk, nie raz głośno mówi, że Kościół posunął się za daleko. Nie wiadomo tylko czy o jeden most, czy tylko kładkę.

Bo tak naprawdę, nie chodzi o to by każdy wieszał sobie obok godła swoje symbole, bo w końcu wyszedłby nam z tego drugi długi (chiński) mur albo przynajmniej ściana płaczu. Chodzi o to, by religie i wiara nie wychodziły po za preambułę do konstytucji. To z jakiej wiary czy religii ktoś wywodzi swoje wartości moralne nie powinno mieć znaczenia, o ile inspirują go do realizacji wspólnego dobra opartego na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.

Państwo demokratyczne nie może finansować biskupów, prałatów, pastorów i proboszczów, nawet gdyby byli oni dobrzy jak te anioły. A wiemy przecież, że nie są.

Nie powinno finansować nauczania religii, bo to sprawa prywatna tych, którzy chcą być nauczani i ich rodziców.

A Pana Posła Gawkowskiego zapraszamy na świeckie rekolekcje do Krakowa już za niecały rok. Te wydarzenie organizowane jest od 2011 roku , i rok w rok a Pan Poseł nigdy jeszcze nie przyjechał.  Tak się dobrze składa, że tuż Dni Świeckości 2023 wypadną tuż przed wyborami, więc jak sobie pan poseł powtórzy zasady świeckiego państwa, to w kolejnej kadencji je zastosuje do całego, nowego, postpisowskiego prawodawstwa. I tego jemu i nam wszystkim, serdecznie życzę.

Bo konkordat oczywiście należy wypowiedzieć, w pierwszym możliwym terminie.


Białe szaleństwo

Posted in społeczeństwo with tags , , , , , , , on 21 października, 2022 by aristoskr

Popularne (od kiedy, nie wiem) określenie narciarstwa zjazdowego (alpejskiego) zyskuje na adekwatności. Im cieplejszy klimat, tym bardziej szalone jest narciarstwo, nawet jeśli nie chodzi o zjazd z Czomolungmy.

Szwajcarska Akademia Nauk poinformowała, że rok 2022 był rekordowy pod względem topnienia lodowców. Tylko w tym jednym roku szwajcarskie lodowce straciły 6% objętości, a w sumie mają zaledwie połowę tego, co sto lat temu. Nie jest to tylko zmartwienie narciarzy, ale i wszystkich Szwajcarów, korzystających z energii elektrycznej wytwarzanej w bardzo licznych lokalnych elektrowniach zasilanych przez wodę z topniejących sezonowo lodowców. W ten sposób wytwarzana jest ponad połowa energii elektrycznej zużywanej w tym kraju. W Szwajcarii są też elektrownie atomowe, ale przy możliwym załamaniu produkcji w elektrowniach wodnych może to nie wystarczyć.

My mamy inne problemy. To znaczy, mamy narastające problemy z produkcją energii elektrycznej, ale dla niektórych ważniejszy jest szybki dojazd w góry. Ostatnia inspekcja budowy tunelu w ciągu nowej „zakopianki” wskazuje na priorytety najwyższych władz. Trzeba poszaleć, póki można – póki jeszcze jest prąd i trochę wody, tak że da się wyprodukować śnieg. Przynajmniej w tym roku jeszcze, jeśli operatorzy stacji narciarskich zdołają zapłacić za prąd. Naczelny Polski Narciarz niecierpliwie wygląda początku sezonu. Czy przeczuwa, że może to być już ten ostatni? Czy też jak dziecko cieszy się na pierwszą gwiazdkę, mimo że wygląda ona raczej na spadający na dom meteoryt?

Zadziwia mnie spokój wszystkich wielbicieli białego szaleństwa i głęboka wiara, że będzie śnieg (przynajmniej na stokach) i będzie jazda. No, ale czy po wielbicielach szaleństwa można się spodziewać rozsądku?

Jest też wielu takich, którzy chcą na wielbicielach zarobić. Za wszelką ceną i na wszystkie sposoby. Mało kto pamięta o austriackim kurorcie, który stał się siedliskiem COVID. Nie wiadomo dokładnie, jak się nazwę owego kurortu czyta, ale zabawa szła tam na całego. Niech żyje bal w Ischgl! – zaśpiewałaby pewnie Maryla, gdyby tam wtedy była; na swoje szczęście nie dotarła, o ile w ogóle miała takie plany. Mimo że już 1 marca roku pandemicznego 2020 podniesiono alarm po wykryciu pierwszych przypadków, do 10 marca szaleństwo białe i inne takie bardziej barowe trwało w najlepsze. W kwietniu 2020 pobrano próbki od stałych mieszkańców kurortu i okazało się po badaniu, że prawie połowa z nich miała kontakt z patogenem. Wyższy wynik zanotowano tylko w Bergamo we Włoszech, w jednym z epicentrów włoskiej epidemii. Tam z kolei wykryto patogeny u 57% populacji miasta. A co narciarzami? Statystycznie co drugi powinien z Ischgl wyjechać z wirusem. Ale mogli też wyjechać z nim wszyscy.

Bądźmy jednak dobrej myśli, przecież nie co roku mamy pandemię. W Polsce w tym roku już jej oficjalnie nie mamy, a trudno się spodziewać, by pojawiła się ponownie w roku wyborczym. Ja przynajmniej szczerze jej to odradzam.

Ale wracajmy na nasze zbocza, jeśli jest do czego wracać. Zakopane chce wprowadzić nocną prohibicję, do takiej samej przymierza się Kraków. O ile w Krakowie można coś robić nocą na trzeźwo, o tyle w Zakopanem już trudniej. Ani widoków, ani teatrów, ani kinów (przepraszam, było do rymu[ów]). Nawet miłość w Zakopanem (do Sławomira i ze Sławomirem) już nie ta sama i nie taka sama. Choć szczerze mówiąc, dopiero song tegoż Sławomira: „Ty, mała, znów zarosłaś”, wprawił mnie w poznawczy stupor. Czyste szaleństwo, mówię wam.

A wracając do szaleństw. Kancelaria premiera modli się podobno o ciepłą i bezśnieżną zimę, bo zapasy gazu są takie bardziej wirtualne, a węgiel taki podobno bardziej niepalny. Kancelaria prezydenta modli się z kolei o mróz i zaśnieżone – nieważne, w jaki sposób – stoki, tak by prezydent szalał bardziej tam, a nie w kancelarii. Mówię wam: a planety, szaleją, szaleją, a Europejczycy się śmieją, się śmieją. Do czasu.

Och, mój boże, drogi.

Posted in ekologia with tags , , , , , on 14 października, 2022 by aristoskr

Nie, tym razem nie będzie to tekst o religii, ale o drogach. Skoro jednak mam wrażenie, że każdy tekst w Polsce zaczyna się od invocatio Dei, chciałbym dołączyć do głównego nurtu, czyli – tak jak poseł Raś – znaleźć się w centrum.

Polacy kochają drogi podobnie jak Amerykanie, a łączy nas Bobby Vinton, który już dawno temu śpiewał o drodze, że ją kocha („Moja droga, ja cię kocham”), choć po angielsku (amerykańsku?) leciało to nieco inaczej: „My melody of love”. Niemniej jest to typowa piosenka drogi. Jeszcze dziś można ją usłyszeć w różnych miejscach, nawet tych od drogi, albo od szosy, dalekich. Nawet serial o drodze został kiedyś nakręcony, a Wiesław Gołas głosem Wojciecha Młynarskiego śpiewał/mówił, że… absolutnie, kocha drogę.

Po tej dygresji mogę wrócić na właściwe drogi. Tu właśnie jednak problem tkwi jak korek w drodze: nie mamy właściwego podejścia do dróg, a nasza miłość do nich jest toksyczna. Nie aż tak zabójcza jak amerykańska, ale też szkodzi.

Bardzo lubimy otwierać nowe drogi – tak bardzo, że niektóre otwierane są nawet dwa lub trzy razy, a liczba otwierających rośnie z każdym otwarciem. Kraków też nie jest wolny od tej miłości. Nie wiem, czy to reprezentatywne dla reszty kraju, ale ostatnie krakowskie otwarcie pięknego ronda i wiaduktu (na Osiedlu Piastów), choć prowadzących trochę donikąd, zgromadziło tylu otwierających, że ledwie zmieścili się na wspólnym zdjęciu.

Moje rozważania o drogach zacznę jednak od wielkiej drogi, czyli nowej „zakopianki”. Zbliża się nieuchronnie do końca budowa tunelu w Naprawie (tej, w której u Jalu Kurka szalała grypa), niedługo więc będzie można szaleć na prawie całej trasie – a w zasadzie od Myślenic do końca tunelu, nie do samego Giewontu. Wychodząc naprzeciw amatorom białego szaleństwa (jak sądzę), GDDKiA rzuciła do dyskusji koncepcję budowy nowej, całkiem nowej „zakopianki bis”, bo stara, ta od Krakowa do Myślenic, jest pełna samochodów. Trudno powiedzieć, jakie prognozy przeczytali autorzy tej koncepcji i z którego były one roku, bo z prognoz GUS-owskich wynika, że liczba ludności Polski spada i spadać będzie, a w tym spada również liczba amatorów różnych szaleństw z białym włącznie. Współczynnik dzietności systematycznie maleje od 2016 roku i wygląda, że nie przestanie maleć. Spada też prognozowana długość życia, między innymi z powodu pandemii.

Generalnie według prognozy z 2013 liczba ludności Polski miała do 2045 roku spaść poniżej 35 milionów. A teraz już wiemy, że ten wynik raczej uda się osiągnąć szybciej. Trudno więc liczyć, że nagle zwiększy się liczba użytkowników dróg i pojazdów. No, ale co ma robić GDDiA, jeśli nie będzie budować dróg? Zamiast sprawdzić , czy na pewno jest po co budować drogę zdatną do użytku za piętnaście lat, przedstawia się do dyskusji sześć wariantów, z których każdy bez wątpienia wzbudzi gorące protesty.

W miarę rozwoju dróg dziwnie spada długość i częstotliwość (ta jeszcze bardziej) połączeń komunikacji autobusowej: z ponad 700 tysięcy kilometrów w 2016 roku do niespełna 400 tysięcy kilometrów w 2021 (GUS). O częstotliwości zmilczę.

Na naszym lokalnym, krakowskim podwórku też wiele się dzieje. Ledwo skorygowano trasę tramwaju w stronę Mistrzejowic od ul. Mogilskiej, który dzięki temu uniknął losu tramwaju z trasą szybkiego ruchu, a już zaczynają się konsultacje Trasy Pychowickiej i Zwierzynieckiej. Patrząc na świeżo oddaną Trasę Łagiewnicką, dochodzę do wniosku, że budowanie w podobnym zakresie Trasy Pychowickiej kompletnie nie ma sensu. Chodzi nie tylko o to, że Trasa Zwierzyniecka ma powstać później albo nie wiadomo kiedy (a może i wcale). Tak naprawdę połączenie tramwajowe – a na nim przecież powinno najbardziej krakowianom zależeć – można uzyskać, budując linię tramwajową od ul. Monte Casino wzdłuż
ul. Gen. Zielińskiego do Wisły z mostem tramwajowo- rowerowo-pieszym w okolicy mostu Zwierzynieckiego. Bardziej zaś od tunelu pod wzgórzem Świętej Bronisławy przydałby się tramwaj w alejach Trzech Wieszczów. Nawet jeśli poprowadzenie go dalej ulicą Konopnickiej nie jest technicznie wykonalne, to nowy most, o którym mowa wyżej, dałby nam połączenie z Dębnikami i Łagiewnikami.

Swoją drogą, zgodnie ze wspomnianą już prognozą Kraków zbliża się do maksimum zaludnienia i nie należy się spodziewać, że liczba mieszkańców dojdzie do magicznego miliona.

Kończą się, tak przy okazji, konsultacje projektu budowy linii tramwajowej od ul. Teligi do Wieliczki (lub tylko osiedla Rżąka), mającej obsłużyć również nowo otwarty kompleks szpitalny w Prokocimu. Zadziwiające, że choć budowa szpitala trwała kilka lat, a decyzja lokalizacyjna zapadła już w 2006 roku, w ogóle nie pomyślano o obsłudze komunikacyjnej kompleksu. Obciąża to poprzednie kadencje samorządu i współpracowników Jacka Majchrowskiego, nie zdejmuje jednak odpowiedzialności z prezydenta, który przecież sprawuje swoją funkcję od roku 2001. Zadziwia też brak determinacji władz Uniwersytetu Jagiellońskiego, a w szczególności Collegium Medicum, w domaganiu się od miasta inwestycji komunikacyjnych. Czyżby UJ nie widział świata poza niewidzialnymi murami uczelni? Analogie z Niewidocznym Uniwersytetem Pratchetta nasuwają się same.

Zachęcam więc do umiaru w drogach na całej ich szerokości i długości. I do jazdy tramwajem – wszędzie tam, dokąd da się nim dojechać. Trzymając w ręku kamyk zielony. A w drugiej ręce bilet miesięczny, opłacony.

Obywatel Andrzej Mleczko

Posted in Kultura with tags , , , , , , on 6 października, 2022 by aristoskr

14 czerwca 2022 roku Andrzej Mleczko odebrał przyznane mu przez Radę Miasta w czerwcu 2021 roku Honorowe Obywatelstwo Miasta Krakowa. Tytuł zaszczytny, choć nie wolny od kontrowersji, jak to z tytułami bywa. Tytuły się nadaje i czasem odbiera. Obdarowani niekiedy ich nie przyjmują, a inni się skarżą, że sami nie dostali, choć może powinni.

Mój stosunek do Obywatela Andrzeja Mleczki jest bardzo osobisty, nie tylko dlatego że na jednej ze ścian mojego pokoju wisi oprawiony w ramki obrazek – a na tej ścianie są czyny, których bym dokonał, gdybym miał trochę więcej czasu – z własnoręczną dedykacją Mistrza. Wiem, że Mistrz takie dedykacje pisze od ręki wszystkim klientom. Obrazek otrzymałem w prezencie na któreś urodziny od moich najlepszych przyjaciół. Złośliwcy. Obrazek wisi, a czas ucieka. Wszystko jednak zaczęło się dawno temu, gdy skromne kieszonkowe ucznia szkoły średniej przepuszczałem na „Szpilki”. No, ale nie miało być o mnie, więc ad rem.

Pan Andrzej od czasów „Szpilek” nie próżnował i rysował, rysuje dalej i nie chce przestać. Nie powstrzymała go nawet Nagroda Miasta Krakowa za wybitne osiągnięcia w dziedzinie kultury i sztuki, a to przecież zaszczyt na zakończenie działalności. Wielu też nie uznaje rysunków Mleczki za sztukę, a napisom towarzyszącym rysunkom nieraz odmawia kultury. Bo o ile hasło „Obywatelu, nie pieprz bez sensu”, jest głęboko słuszne, o tyle sztuka prezentowana na obrazku nie dla wszystkich jest przejawem kultury.

Jeśli szukałbym motywu przewodniego twórczości Andrzeja Mleczki, ten rysunek moim zdaniem nadaje się najbardziej. Od pana Zenka wesołego sanitariusza, przez rozmówki polsko-polskie, po seks dla ubogich (ubogich duchem, oczywiście). Wbrew pozorom pan Andrzej, jak sam wielokrotnie podkreślał, jest wyrozumiałym pesymistą, który wie, że lepiej nie będzie, ale boi się, że będzie śmieszniej. Jak zaznaczył w swojej laudacji prof. Jacek Purchla, Andrzej Mleczko jest Stańczykiem i Wernyhorą naszych czasów. Rysunek z napisem „Histo(e)ria” z parafrazą Rejtana wydaje się potwierdzać jego profetyczne zdolności, choć na okładkę podręcznika do historii i teraźniejszości Czarnek go raczej nie zatwierdzi.

W swojej laudacji prof. Purchla podpiera się opinią Krzysztofa Teodora Toeplitza, który porównuje Mleczkę z Gałczyńskim i Mrożkiem. Nie ma co się wdawać w dyskusje, Mleczko na pewno lepiej od tych dwóch rysuje, a opinia KTT o tyle może być (nadmiernie) chwalebna, że to właśnie KTT odkrył Mleczkę dla Warszawy, Polski i świata, urbi et orbi. Uczynił z niego gwiazdę „Szpilek” i od tego czasu pan Andrzej już z firmamentu nie dał się ruszyć. I błyszczy.

Z kolei stan wojenny poniekąd uczynił z pana Andrzeja przedsiębiorcę galernika. W opuszczonym przez system (i Dom Towarowy Krakus) magazynku-pakamerze narodziła się Narodowa Galeria Andrzeja Mleczki, pod słynnym później adresem Św. Jana 14. Na Starym Mieście pielgrzymowano wtedy w dwa miejsca: do pana Andrzeja na Jana i do Baryłeczki na Sławkowskiej. Po strawę duchową i spirytus movens. To tam powstała słynna „Panorama Krakowa” z Duchem Narodowym unoszącym się nad Sukiennicami i wszystkimi świętymi (krakowskimi).

Swój życiorys Obywatel Andrzej Mleczko opowiedział wzięty w krzyżowy ogień pytań przez redaktorów „Zdania” (było ich trzech, a on jeden) w 2014 roku. Wtedy jeszcze był zwykłym obywatelem, ale redaktorzy (Chudziński, Komorowski, Ratkowski) nie wątpili, że nie jest wcale taki zwykły.

Kiedy czytam laudacje i liczne hołdy dla pana Andrzeja, przychodzi mi na myśl Tadeusz Boy Żeleński, inny obywatel Krakowa urodzony poza Krakowem, który tak jak Andrzej Mleczko dzielił życie pomiędzy Kraków i Warszawę, choć nieco inaczej opisywał relacje między tymi miastami czy raczej mieszkańcami tych miast. I na pewno nie narysowałby ich tak jak pan Andrzej. Pisał jednak o krakowskiej tradycji jubileuszy, a mnie – proszę o wybaczenie – uroczysta sesja rady miasta takowy wierszyk Boya na myśl nasunęła. Honorowe obywatelstwo pasuje przecież jak Mleczko do kawy, a pan Andrzej do Zenka, wesołego sanitariusza, jak jubileusz do Krakowa.

Uroczystości wręczenia honorowego obywatelstwa rozdzielono ostatnio pewnym odstępem czasowym, zapewne po ty, by oszczędzić radnym miejskim szoków kulturowych. Bo tydzień wcześniej nadano tytuł Honorowej Obywatelki pani Wandzie Półtawskiej – z zupełnie innego powodu niż rysunki, mianowicie za osiągniecia w medycynie alternatywnej, czyli katolickiej.

Udzielając obywatelskiego wywiadu Leszkowi Konarskiemu (pozdrowienia dla redaktora), laureat wyraził nadzieję, że w jego wypadku słowo „obywatel” brzmi dobrze. Moim zdaniem brzmi bardzo dobrze i o wiele bardziej honorowo niż w wypadku niektórych obywateli obdarzonych podobnym tytułem. Pan Andrzej w tym samym wywiadzie zażartował zapewne (choć kto wie…), że od tych zaszczytów i laurów wokół głowy pojawia mu się coś na kształt aureoli. Dobrze zatem, że nie było okazji porównać się z inną obywatelką. Taka rywalizacja na aureole nie wiadomo, czy miałaby wymiar metafizyczny czy komiczny.

Trafnie też Andrzej Mleczko wskazuje na obowiązki związane z noszeniem zaszczytnego tytułu oraz wynikające stąd ograniczenia. Co prawda, nie ma dowodów, że poruszał się po krakowskich Plantach jak to „Boyowe” dziecię we mgle, ale teraz to już basta. Noblesse oblige.

PS. Tekst okolicznościowy ukazał się w „Zdaniu” 3/2022. Życie, jak zwykle, dopisało pointę. Miasto Wadowice zleciło Andrzejowi Mleczce, Obywatelowi Miasta Krakowa, poważne zadanie upiększenia „szlaku papieskiego” Obywatela Wadowic, Karola Wojtyły. Już sam pomysł wydaje się nieco zaskakujący, jeśli ktoś zna poglądy jednego Obywatela na poglądy drugiego oraz orientacje polityczno-religijne aktualnych włodarzy papieskiego miasta.
Coś jakby zadźwięczało dysonansem. Odezwały się też „nożyce” z krakowskiej kurii biskupiej, sugerujące, że Obywatel Mleczko nie jest najlepszą osobą do tego zadania, bo niejednokrotnie „wyśmiewał chrześcijańskie wartości oraz promował antychrześcijańskie postawy”. Władze Wadowic zastrzegły sobie prawo do ostatecznej akceptacji rysunków Mleczki. A ja nieśmiało proponuję zrobienie wystawy z rysunków przez władze odrzuconych – ze specjalnym zaproszeniem dla krakowskiej kurii i wszystkich biskupów.

To piszę ja, zwykły obywatel.

Niebezpieczne związki

Posted in demokracja, historia, polityka with tags , , , , , , , on 2 października, 2022 by aristoskr

Popularna jest opinia, że nacjonalizm to dziecięca choroba demokracji. Jest w tym dużo prawdy, bo faktycznie nacjonalizm jest zastępczą legitymizacją władzy, wraz z odrzuceniem koncepcji władzy ludu jako zbyt ryzykownej. Zaczęło się to od Napoleona – cesarza Francuzów, bo Francuzek jakby nieco mniej, co wyraźnie dało się dostrzec w Kodeksie Napoleona.

A potem już poszło. Narodowość czy też przynależność narodowa, podobnie jak nacjonalizm, są szczególnego rodzaju reliktem kulturowym. Tak mówi Benedict Anderson i ja się z nim zgadzam. Narody wyobrażane są jako wspólnoty ograniczone, ponieważ nawet największa wspólnota zamieszkująca choćby największe terytorium musi zawsze pozostać ograniczona ze względu na granice geograficzne i na przeświadczenie członków wspólnoty o swojej przynależności do danego miejsca. Nacjonalizm to z kolei pogląd ludzi ograniczonych – ograniczonych nie tylko w sensie horyzontu zwężonego do własnego narodu, ale też ograniczonych w postrzeganiu rzeczywistości.

W kulturze nowożytnej najważniejszymi elementami symboliki narodowej są groby nieznanych żołnierzy. Martwi bohaterowie są ważniejsi niż żywi, żywi zaś mają obowiązek w razie konieczności zostać martwymi bohaterami. Jak wyjaśnia Anderson, skoro wyobrażenia narodowe dotyczą takich właśnie kwestii, świadczy to o ich bliskim pokrewieństwie z wyobrażeniami religijnymi, a to z kolei wskazuje na zakorzenienie nacjonalizmu w śmierci, ostatecznym przeznaczeniu każdego człowieka niezależnie od jego wieku.

Może to tłumaczyć łatwość, z jaką nacjonalizmy łączą się religiami, choć wszystkie religie twierdzą, że są ponadnarodowe. Nacjonaliści zyskują w ten sposób religijne (boskie) namaszczenie i pewność, że głoszą jedyną prawdę, a religie zyskują wyznawców, wpływy, i pieniądze. Tak oto sojusz tronu i ołtarza zostaje zastąpiony sojuszem ołtarza z rózgami liktorskimi, mieczykami Chrobrego, strzałokrzyżami czy ostatecznie z jedną tylko literą: „Ω” bądź „Z”. Nie ma dobrych nacjonalizmów, tak jak nie ma dobrych nacjonalistów.

Michaił Sałtykow-Szczedrin, rosyjski pisarz, ale też carski urzędnik z XIX wieku, pozytywista i wnikliwy obserwator rosyjskiej prowincji, jest autorem często przywoływanej maksymy: „Kiedy zaczynają dużo mówić o patriotyzmie, Bogu, honorze i ojczyźnie, to na pewno znowu coś ukradli”. Konstatacja ta może dotyczyć każdego nacjonalizmu. Jakoś łatwo przychodzi nacjonalistycznym reżimom chronienie „prawdziwych patriotów” przed kontrolą i krytyką, tak jakby wobec nacjonalizmu wszelkie inne cnoty bladły i przestawały być istotne. Możemy się domyślać, co by Szczedrin sądził o dzisiejszej Rosji. A co powiedziałby o Polsce? Może powtórzyłby za Gałczyńskim frazę o pewnym Polaku i Kościuszce?

Mamy do wyboru nacjonalizm lub demokrację. Prawdziwą cywilizację śmierci lub wspólnotę umożliwiającą przeżycie. Przynajmniej dopóki mamy jeszcze wybór.

Wybierzmy życie.

Tegoroczne Dni Świeckości odbywały się pod hasłem Religie i nacjonalizmy. I ich niebezpiecznych związkach. I miedzy innymi z powodu tych związków należy wypowiedzieć konkordat.