Archiwum dla Maj, 2023

Obiecanki

Posted in gospodarka, polityka, Polska, wybory with tags , , , , , on 27 Maj, 2023 by aristoskr

Maszyna wyborcza ruszyła już z kopyta. Worek z obietnicami otwarty. To, że strategia PiS-u nazywa się „Po nas będzie potop”, raczej nie stanowi zaskoczenia. Najpoważniejszy rywal partii rządzącej wybrał, jak się wydaje, ryzykowną strategię. Przystępuje do licytacji z PiS-em na zaoferowane miliardy budżetowe. Do gry włącza się prezes Glapiński, przedstawiając pierwszą przymiarkę kosztów licytacji na obietnice.

Ciekawy materiał pracowników NPB przesłany w komunikacie zamieściły gazety, ograniczając na razie swoje komentarze. Można mieć oczywiście uwagi do materiału i przedstawionych obliczeń, ale przecież nie chodzi o miliard w tę czy w tamtą. Budżetowe koszty propozycji PiS-u oprócz zniesienia opłat za autostrady dotyczą przyszłego i kolejnych lat budżetowych. Koszt zwolnienia z opłat za przejazdy autostradami zarządzanymi przez GDDiA oszacowano na zaledwie 100 milionów w tym roku i 200 milionów w latach kolejnych. Koszty społeczne mogą być o wiele większe. Po pierwsze, pożytek ze zwolnienia odniosą ci, którzy dosyć często korzystają z autostrad, czyli raczej bogatsza ćwiartka społeczeństwa. Po drugie, przy wyjazdach okazjonalnych samochód stanie się jeszcze bardziej atrakcyjny od kolei, a zatem efekty ekologiczne będą ujemne. Tak samo ujemny będzie efekt solidarnościowy tej zmiany, o ile jeszcze jakaś solidarność w postsolidarności występuje.

Jak się okazało, ustawę poza PiS-em poparła też większość (115) posłów KO, wszyscy biorący udział w głosowaniu (42) posłowie Lewicy i wszyscy posłowie Koalicji Polskiej (24 głosy), Porozumienia (4 głosy), Kukiz15 (3 głosy), Lewicy Demokratycznej (3 głosy) i koła Polskie Sprawy (3 głosy) oraz większość (6 z 7) posłów niezrzeszonych. Przeciw była cała trójka posłów koła Wolnościowcy. Posłowie Konfederacji w większości wstrzymali się od głosu, głos przeciw oddał Stanisław Tyszka. Może dziwić, że „wolnościowcy” są przeciwni wolnemu przejazdowi autostradami. Wolą płacić? To, że ustawę poparła PO, nie dziwi. Lewica jednak moim zdaniem przegapiła okazję do tego, by nie brać udziału w głosowaniu. Jak zresztą, niestety, często przegapia.

Pominę kwestię podniesienia wysokości świadczenia wychowawczego z 500 do 800 PLN, bo tu wszystkie partie poza Nową Nadzieją są zgodne. PiS co prawda woli obiecywać podwyżkę, niż dać od razu, ale tam znają sytuację budżetu państwa i wielkość narastającego zadłużenia. Opozycja pozna je dopiero, gdy przejmie władzę. Jeśli ją przejmie. Niemniej świadczenie powinno być rewaloryzowane, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby zostało włączone w system świadczeń socjalnych.

Ciekawy jest pomysł przejęcia przez ZUS finansowania świadczenia chorobowego dla mikrofirm. Jednak bez zmiany systemu opodatkowania tych podmiotów ten rodzaj świadczenia znowu będzie powiększał różnice ekonomiczne. Środki na projekty finansowania kredytów mieszkaniowych nie są duże, choć i tak nieproporcjonalnie większe niż znaczenie tych programów. Ponieważ ani PiS, ani PO nie przejmują się oceną dotychczasowych porażek programów mających jakoby wspierać realizację potrzeb mieszkaniowych, być może nie mają zamiaru wprowadzać nowych propozycji w życie. Poniekąd tak byłoby nawet lepiej.

Najgroźniejsza jest jednak inna inicjatywa PO: podniesienie kwoty wolnej od podatku. To kolejny krok w kierunku likwidacji PIT. Niektórzy może się ucieszą, widząc tu ewentualne zrównanie szans z najbardziej uprzywilejowanymi, czyli wysoko uposażonymi „przedsiębiorcami” na kontraktach. Wszyscy opodatkowani według skali podatkowej zyskają nie więcej niż 3600 złotych, z tym że ci, którzy nie przekroczą podwyższonego progu kwoty wolnej (czyli zgodnie z propozycją 60000 PLN), nawet mniej. Straty samorządów, zwłaszcza tych mniejszych, będą natomiast olbrzymie. Nawet jeśli znajdzie się sposób rekompensaty, zwiększy on zależność samorządów od rządu oraz pogłębi różnice regionalne. To zapewne ma być posunięcie w ramach wspierania rozwoju demokracji lokalnych. Nie tylko PiS zdaje się dziś jeździć po bandzie bez hamulców.

Koszt zwolnienia z opłat za przejazdy autostradami zarządzanymi przez GDDiA oszacowano na zaledwie 100 milionów w tym roku i 200 milionów w latach kolejnych. Koszty społeczne mogą być o wiele większe. Po pierwsze, pożytek ze zwolnienia odniosą ci, którzy dosyć często korzystają z autostrad, czyli raczej bogatsza ćwiartka społeczeństwa. Po drugie, przy wyjazdach okazjonalnych samochód stanie się jeszcze bardziej atrakcyjny od kolei, a zatem efekty ekologiczne będą ujemne. Tak samo ujemny będzie efekt solidarnościowy tej zmiany, o ile jeszcze jakaś solidarność w postsolidarności występuje.

A konkordat należy oczywiście wypowiedzieć, co da spore oszczędności budżetowe.

Highway to hell

Posted in ekologia, gospodarka, Podróże, polityka, Polska with tags , , , , , , , on 19 Maj, 2023 by aristoskr

Polska po wejściu do Unii Europejskiej szczyci się największym tempem budowy autostrad i dróg szybkiego ruchu. I najwyższymi opłatami za korzystanie z nich, a do niedawna – najbardziej skomplikowanym i nieefektywnym systemem poboru tychże. I nagle cud. Jak w (innej) piosence: money for nothing, chicken for free. No, może nie chicken, bo to nie Dire Straits, ale prawie easy rider. Jarosław „easy” rider.

Prawdziwie wolna (od opłat) Autostrada Wolności kończyłaby się na autostradzie im. Holdingu Kulczyka, co jest chyba niezamierzonym chichotem histerii. Pardon, oczywiście historii, może nawet nie chichotem, ale rżeniem. Ja cały drżę (i rżę) – chciałoby się zaśpiewać z zespołem Weekend (polecam tekst na sucho, piosenka tylko dla ludzi o silnej obojętności na muzykę). Zresztą wszelakich utworów o drogach (i autostradach ) powstało wiele. Oczywiście, ważne są tylko te w polskim języku, od „Absolutnie” niepewnego politycznie Wojciecha Młynarskiego przez równie politycznie niepoprawne „Polskie drogi”.

Prezesa Jarosława zainspirował pewnie inny protest song: „Moja droga, ja cię kocham” (choć jesteś bardzo droga). I postanowił uszczęśliwić wszystkich narzekających, po całości potaniając drogi, zwłaszcza autostrady. Pytanie, czy zwolnieni z opłat będą wszyscy zmotoryzowani czy tylko Polacy (prawdziwi). Jeśli tylko Polacy, to dla obcokrajowców należałoby wprowadzić winiety, co byłoby kolejnym chichotem historii i rechotem Marka Pola. A pieniądze wydane na supernowoczesne systemy płatności bezgotówkowych poszłyby się wykoleić.

To zresztą taka polska tradycja. Każdy polski rząd najbardziej troszczy się o zmotoryzowanych – samochodowych i motorówkowych. W czasie korków wakacyjnych rząd premier Kopacz (2015) podnosił(a) szlabany tak samo jak ten całkiem niewinny, najbardziej polski z polskich (Morawiecki 2019). Takie było weekendowe free (high)way, jak by powiedział prezydent Duda po angielsku. Z kolei dla motorówkowych zmotoryzowanych mamy wolny i niezbyt szeroki przekop.

Nic dziwnego, że nikt z polskiego rządu nie odniósł się do niemieckiej idei sieciowego biletu kolejowego. Przecież u nas kolej ani nie jest ważna, ani poważna. Poważana, oczywiście. To znaczy nie poważana. Pomysł, by obywatele tanio mogli się przemieszczać nie tylko na wakacje, ale i bez wakacji, to u nas herezja, w dodatku obrażająca uczucia. Standardem jest takie ustalanie cen biletów, że względnie opłaca się podróżować pociągiem tylko indywidualnie. Nawet hasło można ukuć – choć przyznam, trochę antyrodzinne – „Kolej na (dla) singli”. Takie Pendosinglo.

Dla rodzin tylko samochody. Oczywiście SUV-y. Bo są posuwiste. To by tłumaczyło, dlaczego w Polsce rodzi się tak mało dzieci. Po prostu rodzice (przyszli) czekają na polskie (przyszłe) posuwiste samochody elektryczne. Czekaj tatka (i matka) latka, jak ta kania dżdżu.

Gwoli jednak sprawiedliwości (i prawa oczywiście) należy przyznać, że mimo wszystko w czasach Prawa (i Sprawiedliwości) odrobinę drgnęło przy projektowaniu i budowaniu nowych linii. Z drugiej strony tradycją się stało, że przy modernizowaniu starych linii kolejowych likwiduje się małe stacje i przystanki, przez co pociągi ekspresowe i dalekobieżne nie mają gdzie wyprzedzać lokalnych. Efekty są takie, że pomimo wyższych standardów technicznych i szybszych pociągów czas przejazdu nie maleje, a nawet może się wydłużyć.

A tak bardziej poważnie, pomysł darmowego udostępnienia autostrad obywatelom może być ciekawym precedensem. Państwo bowiem wybudowało infrastrukturę, a następnie zdecyduje się być może nieodpłatnie udostępniać ją obywatelom. To ciekawa, choć nie nowa koncepcja, w pewnym sensie realizowana w edukacji publicznej i ochronie zdrowia. Można by ją rozszerzyć na kulturę i komunikację publiczną. To byłoby nawet lepsze niż darmowe autostrady. Proszę, dzięki darmowej komunikacji szybko i bezpiecznie dojedziesz do darmowego teatru lub muzeum.

O take Polske bym walczył … A ty, Lechu?

Iluzja suwerenności

Posted in demokracja, polityka, Polska, prawo, społeczeństwo with tags , , , , , on 16 Maj, 2023 by aristoskr

„Suwerenność” jest jednym z kluczowych zaklęć nacjonalistycznej prawicy, nie mniej ważnym od „narodu”, ale chyba nie rozłącznym od niego w nacjonalistycznym imaginarium. Naród musi mieć państwo, które musi być silne i suwerenne. To nacjonalistyczna triada.

Rzeczywistość jest zupełnie inna. Nie tylko dlatego, że politolodzy (przynajmniej ci na chłodno analizujący doktryny polityczne oraz realne polityczne działania) dawno już uznali suwerenność za rodzaj idei, do której dążenie bywa szkodliwe, nie tylko zresztą dla dążących.

Nawet jeśli potraktujemy suwerenność jako podejmowanie przez państwo samodzielnych decyzji, to można ją rozważać jedynie w odniesieniu do samego tego procesu. A pomijając próby nieformalnego (nielegalnego) wpływania na proces decyzyjny, większość państw jest w tym procesie suwerenna. Gdyby jednak próbować rozszerzyć suwerenność poza proces decyzyjny, tak by oznaczała pełną niezależność od zewnętrznych podmiotów politycznych, a także od politycznych i gospodarczych uwarunkowań, tak rozumianej suwerenności nie gwarantuje nawet autarkia na oddalonej od innych lądów wyspie (przynajmniej współcześnie, bo przed epoką odkryć geograficznych można było ją rozpatrywać, choć nikt wtedy nie znał tego pojęcia).

Suwerenność gości stale w ideologii nacjonalistycznej (i centroprawicowej), bo może służyć za alibi przy wymuszaniu zachowań społecznych bądź usprawiedliwianiu realizowanej polityki. Suwerenność często wymaga ofiar i wyrzeczeń. Przynajmniej od obywateli. Suwerenność wymaga silnej armii, a nasza armia – po ewentualnym dokonaniu wszystkich zakupów – będzie najsilniejsza w UE i druga po amerykańskiej w NATO. Przynajmniej w formacjach lądowych i lotniczych; w morskich nie, bo prezes boi się wody. Czy mając taka armię, naprawdę będziemy „suwerenni” i będziemy się liczyć w świecie czy choćby w Europie?

Jeśli zamienimy suwerenność na zdolność do formułowania interesów państwa (i społeczeństwa) oraz realizowania tych interesów w przestrzeni międzynarodowej – w naszym szczególnym przypadku w przestrzeni Unii Europejskiej – to ani nie możemy się pochwalić osiągniętymi już sukcesami, ani też mieć nadziei na sukcesy w przyszłości. Mówimy tu o Unii Europejskiej, na terenie której niemal od samej akcesji przyjmowaliśmy postawę pasywną, z rzadka próbując organizować wspólne grupy interesów, a jeszcze rzadziej odnosząc w tych nielicznych próbach powodzenie. W czasach rządów PiS jesteśmy na skutek własnej działalności izolowani nawet bardziej niż rządowo eurosceptyczne Węgry. Jako państwo płacimy do unijnego budżetu kary za niezgodne ze standardami prawnymi działania, za błędy w zarządzaniu i komunikacji z sąsiadami (przykład kopalni Turów), za opóźnianie implantacji dyrektyw. Wszystko, co wykracza poza proste przelanie pieniędzy na konta (często własne), wydaje się sprawiać rządzącym niebotyczne problemy.

Czy władzom „suwerennego kraju” przystoi antyszambrować w pokoju ambasadora (poprzednio ambasadorki) mocarstwa i spełniać jego (lub mocarstwa) zachcianki? Czy przystoi rządowi „suwerennego kraju” błagać Komisję Europejską o pieniądze, które dostalibyśmy bez kłopotu, gdyby nie wypaczenia prawa i łamanie konstytucji?

Suwerenność – nawet ta praktyczna i ograniczona – to coś innego niż parady militarystycznych zabawek. Suwerenność wymaga poważnego traktowania partnerów i własnych obywateli. A można mi wierzyć albo nie, ale nikt nie pogardza swoimi wyborcami tak jak PiS. Suwerennie.

Ps.1 A konkordat należy suwerennie wypowiedzieć. Zaraz po wprowadzeniu w życie planu posła Marka Sowy na ograniczenie wpływów Kościoła katolickiego w Polsce. Tak nam dopomóż Tusk i cała opozycjo demokratyczna.

Ps.2 Poseł Sowa przedstawił swój plan na krakowskim spotkaniu przedstawicieli demokratycznej opozycji pod auspicjami KOD.

Jak Kania dżdżu

Posted in demokracja, polityka, Polska, UE with tags , , , on 5 Maj, 2023 by aristoskr

Oberredaktor OrlenPress ma swoje felietony w całej prasie (Orlenpress). Mnie od czasu do czasu męczy wątpliwość, czy Pani Oberredaktor tworzy swoje teksty in persona czy per procura – tylko od czasu do czasu, bo muszę się przyznać, że nie czytam wszystkich tekstów podpisywanych nazwiskiem Oberredaktor. Proszę o łagodny wymiar kary.

Ostatni felieton (tj. ostatni wydrukowany, nie ostatni w ogóle) poświęcony jest w całości osobie Leszka Millera. Europoseł i były premier musiał boleśnie nastąpić na odcisk autorce (autorowi widmo?), a może nawet dopiec do żywego lub odebrać ostatnią kroplę dżdżu. Może jednak to tylko reakcja na wzmożoną aktywność Millera w mediach (społecznościowych), jak zawsze w okolicach kolejnej rocznicy przystąpienia do Unii Europejskiej. Leszek Miller był na pewno jednym z setek (tysięcy) Polaków wspierających wejście Polski do Unii, choć akurat on miał możliwość podpisania się pod traktatem akcesyjnym. Obok niego w 2003 roku w imieniu Polek i Polaków, przynajmniej tych, którzy głosowali w referendum za akcesją, podpisy złożyli ówczesny minister spraw zagranicznych Włodzimierz Cimoszewicz i ówczesna minister (ministra) ds. europejskich Danuta Hubner. Leszek Miller jest aktualnie europosłem i zdecydowanym euroentuzjastą.

W felietonie „Żale Leszka Millera” podpisanym nazwiskiem Oberredaktor (red. nacz.) Unię nazywa się strukturą z ideologicznymi szaleństwami i despotyzmem. Brzmiałoby to śmiesznie, gdyby nie było zapożyczeniem od Wiktora Orbana, tożsamym z opiniami krążącymi po Kremlu.

Unia oczywiście nie jest tworem idealnym, choćby dlatego że gdyby takim była, nigdy by się Polska w niej nie znalazła, a już na pewno zostałaby zmuszona do jej opuszczenia, nawet jeśli w polskim społeczeństwie Unia cieszy dużym poparciem. Działania UE popierało w Polsce w 2022 roku 62% badanych, co wśród najbardziej lubiących Unię społeczeństw sytuuje nas na piątym miejscu za Irlandią (77%), Portugalią (73%, w tym najwięcej, bo aż 70%, bardzo lubiących), Szwecją (65%) i Luksemburgiem (65%). Na drugim końcu rankingu znalazły się Austria (38%), Słowacja (33%), Grecja (32%) oraz Dorota Kania i Ziobro (oczywiście 0%) (dane: Eurobarometr – KantarPublic wiosna 2022 – i Dorota Kania in persona).

Dorota Kania jak na spowiedzi (publicznej) wymieniła wszystkie grzechy popełnione przez Leszka Millera i parę takich, których popełnić nie zdążył lub po prostu nie mógł. Fakt, pożyczał pieniądze, ale je oddał (co być może było grzechem większym). Jako lider SLD nie uzyskał samodzielnej większości parlamentarnej, ale może dlatego, że rząd Buzka na odchodne zmienił system przeliczania głosów z D’Hondta na zmodyfikowaną metodę Sainte-Laguë, co przy 41% głosów dało proporcjonalnie 216 mandatów, czyli 47%. Dla porównania, przy obowiązującej w wyborach 1997 roku metodzie D’Hondta do uzyskania 43% mandatów (201) wystarczyło AWS niespełna 34% oddanych głosów.

Prawdą jest, że przez okres rządów Leszka Millera utrzymywało się wysokie, bo blisko dwudziestoprocentowe bezrobocie, ale jego późniejszy spadek to właśnie efekt działań i zmian prawnych podjętych przez rząd SLD – a także, nie ma co ukrywać, efekt korzystnej koniunktury gospodarczej, jaka nastąpiła po akcesji Polski do UE. Nie popełnił Leszek Miller zarzucanego mu grzechu dołączenia do Europejskiej Partii Ludowej, bo nie było takiego wymogu wspólnej listy Koalicji Europejskiej w wyborach 2019 roku ani takiej chęci Leszka Millera. Pomimo jego bardziej niż szorstkiej relacji z Nową Lewicą i jej przewodniczącymi lojalnie zapisał się do Grupy Postępowych Demokratów i Socjalistów.

Łajając i pouczając Millera, Kania zarzuca mu, że krytykuje i poucza tych, którzy (uwaga, cytata) „ośmielają się krytykować pomysły europejskich urzędników”. W tym miejscu kończy się felieton – rozbudzając we mnie (i być może nie tylko we mnie) zainteresowanie, co też miała na myśli autorka – a szkoda, bo pewnie lałby się miód (i mleko) na serca i umysły Polaków. Oczywiście tych z Solidarnej – pardon, od teraz Suwerennej – Polski. I może troszkę tych od Nowej Nadziei. A tak to pozostajemy wszyscy nieutuleni w żalu: i ja, i Leszek Miller, i ci przy nadziei, i ci nadziei pobawieni. Czekam jak ta kania dżdżu.

1 Maja

Posted in polityka on 1 Maj, 2023 by aristoskr

Mamy kolejny rok wyborczy, w którym, głosowanie może zmienić losu kraju a przynajmniej dać szansę na taką zmianę. Spotykamy się już od lat ,w miejscu upamiętniającym robotnicze protesty, jednak bez widocznych efektów.

Może dlatego, że zbyt mało spotykamy się w ciągu roku, by mieć co świętować 1 maja. Zadowalamy się często małymi zdobyczami, często zresztą wymuszanymi przez kolejne Unijne dyrektywy. W dodatku są one wprowadzane do polskiego systemu prawnego z opóźnieniem, nieudolnie i w taki sposób , by jak najmniej korzyści przysporzyć pracownikom.

To nie prawda, że zrealizowano wszystkie postulaty lewicy i związków zawodowych. Nierówności nadal istniejącą a nawet znowu rosną. Rosną te mierzone współczynnikiem Giniego a wiemy, że tak naprawdę są one większe niż można sądzić po wielkości tego współczynnika dla Polski. Dalej funkcjonują grupy uprzywilejowane, dzięki nagromadzeniu majątków czy zdobyciu wysokich stanowisk. Władza dziś daje sobie takie pieniądze jakich nie dawała żadna, od 1989 roku. I udaje, że czyni to legalnie , że te pieniądze im się po prostu należą.

Odsunięcie od władzy całej zjednoczonej i nie zjednoczonej prawicy to dopiero pierwszy krok i szansa na poprawę sytuacji. Dalsze efekty będą zależały od tego , czy będziemy potrafili się spotykać nie tylko raz w roku ale stale, współdziałając i wymuszając zmiany na lepsze. Definiujące cele i środki do ich realizacji. Organizując ludzi i zasoby.

Nowy rząd, jeśli powstanie, musi czuć determinację i współdziałanie ludzi pracy, tych w związkach zawodowych i tych poza nimi. Nierówności będą się utrzymywać, jeśli nie zostanie zmieniony system podatkowy. Konieczne będzie będą promowanie spółdzielczości, kooperatyw i wszystkich formy wspólnej pracy, zamiast wypychania ludzi w iluzję jednoosobowej działalności gospodarczej.

Konieczne będzie realizowanie polityk zmierzających do realizacji pełnego zatrudnienia, do czego kolejne rządy zobowiązywała Konstytucja a czego żadne z nich nie czyniły.

Konieczne będzie zapewnienie każdemu obywatelowi i obywatelce, dostępu do pełnego katalogu usług publicznych. Realizacja polityk klimatycznych powinna wspierać usługi publiczne i zbiorową konsumpcję.

Czeka nas wiele pracy a nie wygląda by trwały do niej przygotowania. Ale jedno jest pewne , że nikt nie zastąpi socjalistów i socjaldemokratów w realizacji idei równości i sprawiedliwości.

Nie pozwólmy by trud i krew naszych poprzedników poszła na marne.

Więc

Śmiało podnieśmy sztandar nasz w górę!
Choć burza wrogich żywiołów wyje,
Choć nas dziś gnębią siły ponure,
Chociaż niepewne jutro niczyje…