Archiwum dla Październik, 2021

Podatki Nowej Lewicy po staremu ?

Posted in polityka on 29 października, 2021 by aristoskr

Nowa Lewica przedstawiła propozycje zmian systemu podatkowego. To co najważniejsze w tych propozycjach, to wprowadzenie progresji podatkowej. Druga istotna sprawa to nowe rozdzielenia podatników PIT i CIT. Objęcie CIT całość działalności gospodarczej wydaje się ze wszech miar celowe.  Niektóre z propozycji mogą budzić nie mniej wątpliwości niż propozycje Polskiego (nie)ładu. Na pierwszy rzut oka, realizacja tej propozycji może skutkować, długofalowo spadkiem wpływów budżetowych ze wszystkich rodzajów podatków, PIT, CIT i VAT.

Nie po raz pierwszy podkreślam, że jeśli kiedyś nastąpi odsunięcie Pis od władzy, a nie jestem optymistą jeśli chodzi o czas kiedy to może nastąpić, to będzie wtedy okazja do gruntownej przebudowy struktur państwa we wszystkich jego elementach. ale na taką okazję należy przygotować się wcześniej i to przygotować jak najlepiej. Oczywiście konieczna będzie diametralna zmiana również systemu podatkowego. Trzeba pamiętać jednak, że system podatkowy to element finansów państwa a poziom jego fiskalizmu wynikać powinien z zakresu oferowanych usług publicznych i poziomu ich finansowania przez finanse publiczne.

Nominalnie mamy bardzo szeroki zakres zarówno jeśli chodzi o katalog usług publicznych jak i o poziom ich finansowania. Realnie wygląda to o wiele gorzej bo oferowane usługi publiczne w większości przypadków nie zapewniają ani wysokich standardów ani też nie są równomiernie dostępne dla wszystkich obywateli. Efekt proponowanych zmian, w szczególności obniżenie efektywnych stawek, faktycznie przyniósłby spadek obciążeń podatkowych obywateli. Zyski jednak nie rozłożyłyby się równomiernie albowiem najwięcej zyskali by nie ci o najniższych przychodach lecz ci, o najwyższym poziomie konsumpcji.

Założona progresja podatkowa jest zdecydowanie zbyt płaska a kolejny (po 45 000) próg podatkowy na poziomie 180 000 ustalony jest zdecydowanie zbyt wysoko. Podatki wg proponowanego wzoru powinny dotyczyć przedziału zamykającego się w 90 000 a dla kolejnego przedziału, powiedzmy pomiędzy 90 000 a 180000 należałoby określić kolejną progresję, jeśli oczywiście uznano by za celowe przyjęcie zaproponowanej koncepcji ustalania zobowiązania podatkowego.  Dodatkowo w propozycji nie ujęto w ogóle kwestii składki zdrowotnej. Nie wiem , czy propozycja zakłada zgodnie z  Polskim Ładem, Składka ma pozostać jako osobny podatek.

System podatkowy w Polsce należy zbudować całkiem od nowa a trzeba pamiętać, oprócz wymienionej wyżej składki zdrowotnej, mamy jeszcze podatki od nieruchomości oraz różnego rodzaju podatki akcyzowe. System naliczania podatku od nieruchomości wymaga korekt tak samo jak jego stawki.

Bardzo istotna jest kwestia podziału wpływów podatkowych pomiędzy rząd i samorządy. Rozwarstwienie dochodowe pomiędzy regionami zyskuje na znaczenie , tym bardziej im bardziej samorządy buntują się przeciw systemowi wsparcia samorządów o niskich dochodach (janosikowemu). Według raportu firmy Aesco „bez „janosikowego” nawet 70 (wojewódzkich i powiatowych) samorządów mogłoby całkowicie utracić płynność bieżącą, co utrudniłoby im nie tylko finansowanie codziennych działań, ale też planowanie inwestycji”. W najgorszej sytuacji znalazłoby się województwo podlaskie wraz z większości jego powiatów.

Nie tylko za czasów PiS, postępuje proces centralizacji przychodów i decentralizacji długu w systemie finansów publicznych. Kolejne rządy spychają zadłużenia na samorządy lub, pomniejszając ich realne przychody, powodują znaczące ograniczenia w realizacji zadań publicznych. Do tej pory, zwłaszcza te bogatsze samorządy czyli duże miasta i część samorządów wojewódzkich,  kompensowały to sobie poprzez korzystanie ze środków funduszy unijnych. Trwa realizacji środków z perspektywy 2014-2021 i pewnie jak zwykle przeciągnie się na rok następny. Zwykle następował potem spowolnienie inwestycji zanim było możliwe rozpoczęcie inwestycji finansowanych z kolejnej perspektywy budżetowej.

Teraz będzie mieli kumulację kilku elementów. Po pierwsze może nastąpić gwałtowane wyhamowanie produkcji przemysłowej spowodowane brakiem zamówień zagranicznych a trzeba pamiętać, że nasza gospodarka jest oparta na produkcji uzupełniającej dla firm zagranicznych. Po drugie środki z Funduszu odbudowy na pewno nie zostaną uruchomione w tym roku a nie wiadomo też ile z nich zostanie uruchomione w roku przyszły m jeśli w ogóle. Opóźnienie w negocjacji Regionalnych i Krajowych Programów Operacyjnych spowoduje, że środki w nich przewidziane będą mogły zostać uruchomione nawet dopiero w roku 2023 jeśli nie później. O ile w ogóle zostaną uruchomione.

To wszystkie elementy stanowią duże ryzyka dla stabilności finansów publicznych w Polsce.

W zawiązku s tym pomysł znaczącego obniżania stawek podatku VAT należy uznać za raczej nierealistyczne.  Można rozważać, w pewnej perspektywie czasowe, sukcesywne obniżanie stawki podstawowej do poziomu 20% . Jednak dalsze jeszcze obniżanie będzie grozić stabilności finansów państwa, bo wpływy z VAT zapewniają ponad 4O% wpływów budżetowych .

System finansów publicznych polskiego państwa wymaga gruntownej zmiany , jeśli nie rewolucji. System taki wymaga szerokiej dyskusji i konsultacji zarówno wśród ekspertów jak i grup politycznych. Dotyczy to również systemu finansowania opieki zdrowotnej oraz systemu usług publicznych , realizowanych głównie przez samorządy.

System podatkowy powinien opierać się oczywiście na progresji podatkowej a jego zmiany nie mogą ani krótkofalowo ani dłuższej perspektywie wpływać na zmniejszenie przychodów budżetowych. Nie mogą również dopuścić do ograniczenia realizacji usług publicznych przez samorządy a trzeba pamiętać, że cześć z tych usług, jak np. komunikacji publiczna jest realizowane co najwyżej symbolicznie. Nawet jeśli PiS nie przejął państwa w ruinie to na pewno przejął państwo źle zarządzane,  z dużym regionalnym rozwarstwieniem i niedoborami usług publicznych. Jest więcej niż pewne , że zostawi po sobie, oprócz nikomu nie potrzebnego przekopu mierzei,  zrujnowaną administrację publiczna, olbrzymi dług publiczny, zdewastowany systemu  usług publicznych a w szczególności naukę edukację i ochronę zdrowia. Założenie, że nowa władza będzie zaczynała od zera, wygląda dziś na nadmiernie optymistyczne.

Ps. Każdy może skorzystać z kalkulatora na stronie Lewicy a uproszczone wyniki wyglądają tak :

Wynagrodzenie brutoozysk/strata wg LewicyStawka opodatkowania

rocznie
40009534,96
500012349,9
6000167710,76
7000195711,62
8000207512,47
9000203613,33
10000182514,25
11000145615,4
15000201020,17
20000-337226,72

Awantura o pół metra. 

Posted in Kraków with tags , , , , on 26 października, 2021 by aristoskr

Kraków półmetrem stoi albo leży – zależy, kto się wypowiada. Miasto zamówiło kompleksową analizę, z której wynika, że metro w Krakowie nie ma sensu. Niektórzy radni upierają się jednak, że ma sens, że tak zdecydowano w referendum, że w Warszawie metro jest.

Przy okazji rozmów o metrze (bo trudno to nazwać debatą) wychodzą na światło dzienne wszystkie głęboko skrywane kompleksy i tęsknoty. Jak zwykle, ignoruje się przesłanki naukowe i wymagania przyszłości. A przyszłość wygląda zupełnie inaczej, niż radni ją sobie wyobrażają.

Według prognozy GUS do 2050 roku Kraków straci ponad 10% swoich mieszkańców, a potem będzie jeszcze gorzej. Wśród tych, co zostaną, zacznie przybywać osób w wieku emerytalnym, raczej mało podróżujących po mieście, a już na pewno nie podróżujących codziennie. Takich ludzi bardziej będą interesować metry dzielące ich od sklepu, lekarza czy parku niż metro, a nawet szybki tramwaj. Jeśli już tramwaj, to ważniejsze będzie to, czy jest niskopodłogowy, czy można do niego dotrzeć, nie pokonując schodów, krawężników i progów.

Wśród projektów budżetu obywatelskiego dla mojej dzielnicy był jeden o nazwie „Przystanek Wlotowa bez schodów”. Skąd pomysł ? Wlotowa to najbardziej pechowe przejście podziemne w Krakowie. Powstało, gdy zmodernizowana ul. Wielicka stała się dwujezdniową arterią wylotową z miasta. Jeszcze w czasach PRL-u zaprojektowano system, który miał podgrzewać przejście podziemne. System działał incydentalnie, tak jak ruchome schody przy dworcu autobusowym. Gdy na osiedlu mieszkali ludzie młodzi i sprawni, radzili sobie z przejściem i schodami w górę i w dół. Teraz dla coraz większej liczby mieszkańców schody stanowią przeszkodę nie do pokonania. Niedawny remont przejścia poprawił jego estetykę, ale podstawowej sprawy nie zmienił. Przejście nadal służy głównie młodym i sprawnym.

Wiem, że wszyscy chcieliby pozostać piękni i sprawni przez całe życie. To oczywiście niemożliwe. Jeśli jednak człowiek się postara, może zdoła pozostać przez całe życie mądrym. A mądry człowiek nie musi wiedzieć wszystkiego – wystarczy, że wie, gdzie szukać, z kim rozmawiać i kogo słuchać.

Wracając zaś do naszych baranów, pardon – radnych: chciałbym przypomnieć, że metro to element komunikacji XX wieku. Miało przewozić masy pracujące z sypialni do kombinatów produkcyjnych. Kursuje pod (a czasem nad) ziemią, żeby nie utrudniać samochodom stania w korkach.

Kraków, a pewnie nie tylko on, pracuje nad nowym studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Studium z jednej strony ma zaprogramować rozwój miasta, a z drugiej uwzględnić dokonujące się zmiany. Ma być nowe, tyle że problemy, z którymi się zmagamy, niemal wszystkie są stare. Jednym z nielicznych nowych problemów jest to, że zaczynamy być starzy. W dalszym ciągu nie ma w Polsce polityki urbanistycznej i planistycznej ani przepisów prawa, które by umożliwiały jej przygotowanie. Rządzący mnożą specustawy pozwalające budować bez ładu i składu, byle szybko i byle bez sensu. I takie właśnie mamy bezsensowne budownictwo.

W wydanym w latach 80. ubiegłego wieku projekcie „Kraków 2000” zaprezentowano różne warianty rozwoju Krakowa oraz propozycje inwestycji komunikacyjnych i urbanistycznych. Stworzyli to zaprawdę wizjonerzy – niemal jak projektanci Nowej Huty, miasta przyszłości. Sęk w tym, że zarówno miasto, jak i jego perspektywy rozwoju wyglądają dziś inaczej, niż prognozowano pod koniec XX wieku. Zakład metalurgiczny jest już tylko małym fragmentem zatrudniającego ponad 20 tysięcy ludzi kombinatu. Centra usług (przeróżnych) zlokalizowano w miejscach zupełnie innych niż te, które się kiedyś urbanistom śniły, i często w formie, którą oni nazwaliby koszmarem.

Obowiązkiem zarządzających miastem jest więc teraz takie zaprogramowanie miasta za pomocą dostępnych i ułomnych narzędzi, by dało się w Krakowie jakoś żyć. Do tego są nam potrzebne nie tyle (kilo)metry metra, ile metry torowisk tramwajowych, równych chodników i zieleńców. I zerwanie z nałogiem koszenia trawników niemal na łyso. A w zasadzie zerwanie z koszeniem na stałe.

Może ktoś zapyta, dlaczego tym razem poświęcam tekst sprawie całkiem lokalnej. Niepytany i tak odpowiem. Po pierwsze, tu w Krakowie mieszkam od urodzenia, z jedną niespełna pięcioletnią przerwą na emigrację na warszawski bruk (no, powiedzmy, asfalt), do metra zatem i Krakowa, mi blisko. Po drugie, w każdym z miast drzemie, jak sądzę, jakaś tęsknota za świętym Graalem, który rozwiązałby wszystkie problemy lokalnego świata. W Krakowie takim Graalem jest metro. Tak między nami, gdyby nie ta gonitwa za Graalem, może bylibyśmy już w trakcie budowy premetra, a w zasadzie drugiej linii szybkiego tramwaju (albo i trzeciej). Może więc nie warto błąkać się jak ten rycerz – obłędny – za Graalem (jakkolwiek on u was wygląda), ale robić swoje. No i uważać na białego królika, jak radził Czarnoksiężnik Tim.

A Konkordat, to przecież wiecie sami…

Pomniejsze bóstwa

Posted in społeczeństwo with tags , , , , , , on 19 października, 2021 by aristoskr

Każda epoka ma swojego idola – mówiono. Bacon by powiedział, że każda epoka ma swoje złudzenia poznawcze. Proces powstawania idoli najciekawiej opisał Terry Pratchett, co prawda nie w przywołanych tu w tytule „Pomniejszych bóstwach”, ale w „Wiedźmikołaju”. Idole to właśnie takie pomniejsze złudzenia poznawcze, czyli bóstwa. Przyjmuje się, że najłatwiej o nie w okresie dorastania, gdy dziecko poszukuje wzorów, a jeszcze nie potrafi odróżnić złudzeń od rzeczywistości. W wielu dorosłych, jak się okazuje, nadal żyje dziecko. Zachęta do odkrywania w sobie dziecka nie wydaje się jednak dobrą radą.

Jak pamiętam, ostatnim moim idolem był Tomek Wilmowski – choć w zasadzie nie był to idol, tylko podziwiana postać fikcyjna. Każda jednak podziwiana postać jest trochę fikcyjna, a im więcej tej fikcji, tym częściej postać może uchodzić za idola. Zwykły podziw czy zachwyt różni od idolatrii to, że idol zachwyca w każdym swoim przejawie, czynie i geście – nieważne, czy gest jest bohaterski czy czyniący… nic. Czasami nawet czuję się jakby uboższy z powodu braku idola. Zaglądam wtedy na strony portali nazywanych dla niepoznaki informacyjnymi, oglądam fotosy idoli i kandydatów na idoli. I mi przechodzi.

Tomek był w porzo, jak to się kiedyś mówiło. Patriota, ale i obieżyświat. Miał przygody, pomyłki, ale też dużo szczęścia, jak to w powieści dla młodzieży. Z żywymi kandydatami na idoli czy idolki bywało gorzej, bo życie to nie bajka – znaczy się, nie powieść. Niestety, mój wrodzony sceptycyzm i nabyty krytycyzm szybko dekonstruowały takich kandydatów. Owszem, jedni podobali mi się bardziej, drudzy mniej. Bardziej pewnie ci , których nie miałem okazji dokładnie poznać czy więcej się o nich dowiedzieć. W przeciwieństwie do mnie, ludzie zwykle tracą przy bliższym poznaniu. Niewiele chyba brakowało, a moim idolem mógłby zostać Kościuszko, ale nie wyszło, choć trochę się starał. Następny w kolejce był Tadeusz Boy Żeleński. Były też osoby, które wielbiłem za ich twórczość lub poglądy, nie wnikając w całokształt ich czynów. Podziw na granicy uwielbienia dla Kofty (Jonasza), Tuwima, Młynarskiego czy Leśmiana nie jest trudny, przynajmniej dla mnie. Podobnie z (od)twórcami muzyki: od Mahlera czy Griega po Gary Moora, Erica Claptona, Lennona, RHCP, Pearl Jam i wielu, wielu innych. Lennon szczególnie był mi bliski, nie tyle wtedy, gdy śpiewał, że ma nadzieję („Imagine”) – bo przecież wiem, że nie ma nadziei – ile wtedy, gdy nie wierzył nawet w Boba Zimmermana Dylana („God”). Pewnie byłby zdziwiony, że Dylan dostał Nobla, ale nie dane mu było dożyć i się zdziwić. Jak do tego doszło, odpowiedź zna tylko wiatr. Gdybym sam miał dawać nagrody bardom, to głosowałbym wszystkimi kończynami za Leonardem boskim Cohenem.

Skoro już mowa o bardoidolach, to warto wspomnieć o Cacie Stevensie. Czy mam wyprzeć z pamięci „Lady D’Arbanville”, „Morning has broken” i „Wild world”, bo Cat odleciał i został Yusufem? Nigdy nie wymagałem, żeby zgadzał się z moim światopoglądem, ani też – mam nadzieję – on nie oczekiwał tego od swoich słuchaczy. A jeśli nawet oczekiwał, to jego problem.

A co mam zrobić z Erikiem Claptonem, który odmówił koncertowania w reżimie sanitarnym? Nie wierzy w wirusa? Lennon nie wierzył w Dylana, a ja nawet bardziej wierzę Lennonowi niż Claptonowi. Dalej będę słuchał „Layli” (i nie tylko), bo to song wszech czasów. Na pewno nie pójdę na koncert, bo Clapton nie będzie grał w reżimie sanitarnym, a ja w żadnym innym bym się nie stawił. Poza tym koncerty są coraz droższe.

Pomniejsze bóstwa rozpleniły się w epoce Internetu, choć przecież nie pojawiły się dopiero wtedy. To dzieci plotki, prasy brukowej i telewizji śniadaniowej. Jest taki stary rysunek Andrzeja Mleczki: pracownik mediów z mikrofonem prosi —Niech pan powie cokolwiek, a ja to puszczę na gorąco. I to jest model dzisiejszych mediów. Zresztą, media nie są już potrzebne, bo wielu potrafi mówić „cokolwiek” na gorąco, a nawet to nagrywać i wrzucać do sieci. I niestety wielu to robi.

Konfrontacja opinii na temat szczepień ujawniła ogrom dezinformacji, w jakim na co dzień tkwimy. Bo przecież opór wobec szczepień, w tym tych obowiązkowych, narastał od dawna, przy biernej na ogół postawie instytucji państwa i przedstawicieli nauki. Co gorsza, jedni i drudzy tolerowali opinie proepidemiczne, dosyć częste w obu tych środowiskach.

Oczywiście, możemy wszystko zwalać na Rosję i Chiny, ale sami tworzymy sobie ocean ignorancji – niektórzy z nieufności wobec władzy (co akurat nie powinno dziwić), inni z lęków własnych i cudzych. Do tego dolewane są bzdury serwowane w reklamach cudownych środków dających cudowne efekty. Wszystkim rządzą pomniejsi bogowie zrodzeni z naszych lęków i ignorancji. Być może bardziej nie wierzymy w siebie, niż wierzymy w innych, którzy niestety wierzą sobie często bezpodstawnie.

Należy starannie dobierać sobie pomniejsze bóstwa, a najbezpieczniej jest wybierać te pluszowe. Pod warunkiem, że jednak nie mówią.

PS W rozważaniach pominąłem tych idoli, którzy – jak twierdzą – odżywiają się światłem. To przecież nie idole, lecz bogowie lub boginie. Albo wielkie poznawcze złudzenia.

A konkordat i tak należy wypowiedzieć.

Jedną nogą w Unii.

Posted in Polska with tags , , , , , , on 13 października, 2021 by aristoskr

Koncept Unii Europejskiej zawsze cieszył się w Polsce większym poparciem obywateli niż klasy politycznej. To w pewnym sensie zrozumiałe. Akces do Unii zwiększał uprawnienia i możliwości obywateli, a zmniejszał zakres władzy politycznej i realnej polityków. Tak się jakoś dziwnie składa, że od roku 1989 zwykli obywatele na swoich reprezentantów wybierali ponadprzeciętnych egoistów o mniej niż przeciętnych horyzontach.

Co ciekawe, poparcie, jakie w referendum uzyskał akces do Unii, było znacząco wyższe od poparcia, jakie w referendum uzyskała Konstytucja. W referendum za wejściem do Unii opowiedziało się 77,45% głosujących przy frekwencji na poziomie 58,85%. To w sumie i tak nie oznaczało poparcia większości uprawnionych do głosowania, bo za akcesem opowiedziało się 45,6% uprawnionych, przeciw było 13,3%, a reszta nie raczyła zagłosować. Z najnowszego sondażu IPSOS wynika, że 88% ankietowanych chce, by Polska została w UE. Nawet jeśli wziąć pod uwagę, że to tylko sondaż, jest to wynik niemal dwukrotnie wyższy od wyniku uzyskanego w referendum.

Dla porównania, w referendum konstytucyjnym frekwencja wyniosła niespełna 43%. Konstytucję poparło 53,45% głosujących, czyli zaledwie 22,9% uprawnionych do głosowania. Za wejściem do Unii opowiedziały się wszystkie z 17 województw, bo poparcie rozłożyło się mniej więcej równomiernie. Konstytucja nie miała tak dobrze, nie znalazła bowiem akceptacji w południowo-wschodniej Polsce. Przeciwko głosowały dzisiejsze województwa małopolskie, podkarpackie, lubelskie, podlaskie oraz – co może niektórych zaskoczy – pomorskie.

Mieliśmy i mamy unijny euroentuzjazm oraz konstytucyjny sceptycyzm, przynajmniej u obywateli, bo w klasie politycznej od zawsze dominuje sceptycyzm zarówno wobec Konstytucji, jak i wobec Unii. Nasza klasa polityczna, niestety, nigdy nie zdała do klasy następnej.

Po ogłoszeniu wewnątrztrybunałowych ustaleń jakoby nasza chata znowu była z kraja, zabrał głos premier Morawiecki. Napisał, że Unia to zbyt poważna wspólnota, by „przenosić ją w świat bajkowych opowieści”; „to miejsce obopólnych korzyści, ale również rzeczywistych wyzwań dla wszystkich krajów Unii. Wyzwań, do rozwiązywania których Polska musi stawać jako podmiot”. Polexit natomiast to „szkodliwy mit, którym opozycja zastępuje swój brak pomysłu na odpowiednią pozycję Polski w Europie”.

Bardzo nie lubię zgadzać się z premierem Morawieckim, ale tym zdaniem trafił w sedno. Ma – muszę przyznać – dobrego ghostwritera. Polscy politycy nie mają żadnego pomysłu na obecność Polski w Europie, nie licząc oczywiście koncepcji rechrystianizacji Europy (choć to bardziej chyba pomysł episkopatu). Od akcesu do Unii niemal wszyscy traktują tę wspólnotę może nie jak dojną krowę – bo sami jesteśmy przecież krajem mlekiem płynącym i kwotami mlecznymi – ale jak zaczarowany trzos, w którym nigdy nie brakuje dukatów, albo jak bankomat, do którego znaleźliśmy złotą kartę. Jeśli chodzi o wdrażanie unijnych standardów czy unijnego prawa, wleczemy się w samym ogonku ogonka. No, chyba że wprowadzane są przepisy korzystne dla rządu, wtedy następuje cudowne przyspieszenie.

Ratyfikacja traktatu lizbońskiego (tzw. traktatu reformującego Unię) też pokazała, że odstajemy od Europy. Tylko dwa kraje nie wprowadziły do obiegu prawnego Karty praw podstawowych. Jeden z nich, Wielka Brytania (a w zasadzie, jak sami mieszkańcy się zorientowali, Zjednoczone Królestwo) jest już poza Unią i nie wygląda ostatnio ani na wielką, ani na szczególnie zjednoczoną. Drugi z tych krajów, jak się pewnie orientujecie, to wielka i zjednoczona Rzeczpospolita Polska. Ironizowałem kiedyś, że oba kraje nie przyjęły Karty, bo zgodnie z nią obywatele krajów Unii mają prawo do „dobrej administracji”, czyli sprawnej, rzetelnej, opartej na przepisach prawa władzy politycznej. Rzeczywistość powoli odziera mnie z ironii. A ratyfikacja traktatu i wyłączenie z niego Karty praw podstawowych zaliczają się niewątpliwie do największych sukcesów ówczesnego premiera i prezydenta, czyli Donalda Tuska i Kaczyńskiego Lecha. Cokolwiek by powiedzieć o Lechu Kaczyńskim, to na pewno złożenie podpisu ratyfikującego traktat było rzeczą dobrą dla Polski. A wyłączenie z niego Karty praw podstawowych było rzeczą złą.

Manifestując w obronie polskiego członkostwa w Unii, ulegamy trochę iluzji, że samo bycie w Unii jest lekiem na całe zło. Przestrzegałem przed uleganiem temu złudzeniu, sam będąc euroentuzjastą i zwolennikiem integracji i federalizacji Europy. Niestety, wszystkie rządy po wejściu Polski do Unii były mniej lub bardziej eurosceptyczne. Grupowy interes „klasy politycznej” przeważał nad integracją europejską, bo ta nieuchronnie zmniejszała zakres woluntaryzmu władzy lokalnej. Miałkość intelektualna nie pozwala na kompensację utraty prestiżu poprzez współudział w rządzeniu Unią. Jak się okazuje, naszą najważniejszą tradycją polityczną jest zaściankowość. Nie udało nam się wnieść do Unii żadnej idei ani ciekawej propozycji. Inna sprawa, czy takowe w ogóle mieliśmy.

Epilog. Właśnie trwa rozprawa przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie wniesionej przez rządy Polski i Węgier kwestionujące tzw. mechanizm praworządności. Zapytajmy czysto hipotetycznie: gdyby TSUE wydał wyrok zgodny z życzeniem polskiego rządu, to co, tenże rząd też musiałby ów wyrok zignorować? Przecież wyroki TSUE naruszają polską suwerenność…

A organizacje głoszące faszystowskie hasła powinny zostać zdelegalizowane.

Z notatnika podróżnika

Posted in Podróże with tags , , , , on 7 października, 2021 by aristoskr

Temat może wyglądać na błahy i wyeksploatowany jak wagony kolei podmiejskiej, ale spróbuję spojrzeć na niego z nieco innej strony.

Ach, pojechać gdzieś, choćby do Kutna! Albo do Włoch czy Warszawy. To zresztą tuż za Włochami. Tam będzie jeszcze smutniej niż w Kutnie. Wsiąść do pociągu byle jakiego… Stop. Nasze pociągi nie są byle jakie, to całkiem porządne pociągi. Mamy Pendolino, a nawet super ekspresy niependolino, ale jeszcze bardziej wygodne w podróży. Choć oczywiście tanio to było kiedyś.

Zarządzanie koleją jest na stałym poziomie, bardzo blisko poziomu bezwzględnego. Ale zacznijmy od samego, samiuteńkiego początku.

Bilet kupić jest dosyć łatwo, choć dosyć drogo. Ceny podstawowe poszły w górę, odniosłem jednak takie bardzo osobiste wrażenie, że limity biletów w cenach promocyjnych maleją z roku na rok. Nietanio więc, ale dosyć łatwo kupuję, płacę, nie loguję się. I nawet teraz można szybko zwrócić czy przebukować bilet. Duży plus. I minus, bo w formie wydruku bilet przyjmuje nieoczekiwanie format A4. Czemu tak? Bo tak.

Nieoczekiwanie niektóre pociągi mogą przyjechać, a nawet odjechać zgodnie z rozkładem. Proszę więc nie dać się zaskoczyć. Wybierając się pociągiem w dalszą podróż, trzeba rozważyć sprawę zaprowiantowania. To ważne, bo nie we wszystkich pociągach dalekobieżnych jest bufet czy restauracja pod szyldem „Wars”. A czasem nawet jeśli są, to jakoby ich nie było.

Zwrócić też należy uwagę na to, czy wsiada się w miejscu startu pociągu czy też pociąg zdążył pokonać wiele stacji (albo choćby jedną, za to odległą). Mój przykład oczywiście może nie być reprezentatywny, ale zdarzyło mi się wsiąść do pociągu, który zmierzał do Gdyni przez Warszawę, tyle że niestety jechał z Rzeszowa, miał więc już za sobą postoje przynajmniej w Tarnowie i Dębicy. Niech mieszkańcy Podkarpacia mi wybaczą, ale tego dnia musiało się wybrać w podróż bardzo wielu parówkożerców, bo do Krakowa nie było już w zapasie ani jednej kiełbaski. Brakło też bułek. Został chleb i jaja. I dzięki niech będą wszystkim kurom nioskom, bo jakoś nastawiłem się na śniadanie w pociągu, choć może powinienem planować je na trawie. Na śniadanie starczy jednak przecież jajecznica i skibka chleba, a z kubkiem kawy to już prawie raj. Co prawda usłyszałem, że do Warszawy jaj może braknąć, a Wars w Warszawie magazynów nie ma.

I pomyślałem – ale tylko przez chwilkę: dobrze im tak, tym warszawiakom, niech poczują, co to głód, i przypomną sobie wyklęty lud.

A może była to kara wymierzona ludziom z otwartą przyłbicą, noszącym maseczki – w torebkach, kieszeniach, walizkach? Nie musi więc nikt powtarzać za znawcą polskich dusz i duszności, Wojciechem Młynarskim: kogo udajesz, przyjacielu? Bo widać, że większość udaje trupa. To jest, oczywiście, chciałem napisać: Trumpa. Wina Freuda. Tym razem.

Gdy wracałem (nocą z wycieczki), nie spotkałem żadnego Litwina. Pojechałem zwykłym ekspresem, tradycyjną trasą przez Radom, Kielce, Miechów. Maseczki wszyscy mieli, oczywiście, w trakcie kontroli biletów. Niestety, kontrola trwała chwilkę. Polacy – a tym bardziej, jak sądzę, prawdziwi Polacy – wolą stać z wrogiem twarzą w twarz. Z przyjacielem, znajomym i nieznajomym. Przecież wirusa nikt nigdzie nie widział. Nauczony doświadczeniem, lekką kolację kupiłem na dworcu, a w Warsie (bo był) tylko czarną kawę.

W dalekich, dziwnych krajach bez paszportu covidowego człowiek nigdzie nie wejdzie. Błąkać się musi po ulicach jak ten ostatni demonstrant domagający się przestrzegania praw. A u nas wejdzie, zlekceważy i wyjdzie. Pojedzie i wróci. Dziś (6 października 2021) znowu liczba potwierdzonych zakażeń przekroczyła 2000. Powiedzieć, że wirus nas lubi, to mało. My Polacy lubimy wirusa i wszystkich jego kolegów.

A przynajmniej tak się zachowujemy – może nie w większości, ale w dostatecznej liczbie, by wirusowi wystarczało to do (prze)życia. Z wirusami tak to bywa, że jeśli one przeżyją, to nosiciel już niekoniecznie. A nasz minister chciałby zmienić hymn. Będziemy przechodzić Wisłę i Wartę w innej kolejności. Będziemy też przechodzić Odrę, bo coraz więcej rodziców nie chce szczepić dzieci. A z rzekami i chorobami jest tak samo: jedni przejdą, drudzy nie… A jakby coś, to na trzy zdrowaśki do pieca. I przejdzie. Na całkiem druga stronę. Ekspresem.

A radni sejmiku małopolskiego i tak nadają się wyłącznie do odwołania.

Krótkie uwagi do dyskusji nad zarysem programu nowej Lewicy.

Posted in lewica with tags , , , , , , , , on 4 października, 2021 by aristoskr

Przestawione tezy nowego programu należy traktować jako, mam nadzieję , ledwie pierwszy szkic. Powinien być moim zdaniem jeszcze przed prezentacją skonsultowany przez specjalistów z wielu branż i to niekoniecznie akurat krajowych. Pogram lewicy przede wszystkim powinien opierać się na analizach rzeczywistości społecznej oraz analizach najważniejszych aktualnych  i tych zagrażających nam problemów.

Odnośniki do takich analiz powinny znaleźć się w programie. Proponowane rozwiązania powinny opierać się na rzetelnej wiedzy naukowej i takiej również naukowej argumentacji powinny używać. W upowszechnianiu programu można i należy odwoływać się do wartość i idei i emocji ale obok a nie zamiast argumentacji. To coś, co powinno odróżniać lewicę od jej konkurentów i przeciwników. To, że partia zmieniała nazwę, nie może wpływać, na zmianę podstawy ideologicznej partii. Co więcej, w europejskiej i światowej polityce coraz więcej mamy odniesień do rozwiązań typowych dla socjaldemokracji i to nie tej, zliberalizowanej gospodarczo, przez trzecią drogę lecz w uwspółcześnionej ale klasycznej wersji. Trzecia droga okazała się być drogą prowadząca na gospodarcze bezdroża neoliberalizmu.

Przygotowania do obalenia rządów PiS to najlepszy moment na zaproponowanie kompleksowych reform, zwłaszcza tych dziedzin, nazywanych usługami publicznymi a zaspakajającymi podstawowe potrzeby obywateli. Podstawowa sprawa na przyszłość to edukacja ale jej potraktowanie w propozycjach programowych jest więcej niż rozczarowujące. Uprawiany w Polsce model edukacji jest jedną z przyczyn aktualnej zapaści intelektualnej społeczeństwa. I żadne drobne poprawki tego nie zmienią. Konieczne jest wypracowanie i przygotowanie harmonogramu wdrożenia zupełnie nowego modelu edukacji, edukacji dla przyszłości. Przede wszystkim zmiany powinny dotyczyć celów nauczania,  programów i metod edukacyjnych.

I warto przy okazji pamiętać, że dla wielu dzieci szkoła jest nie tylko miejscem nauki ale też miejscem, gdzie pracujący rodzice mogą zostawić dzieci pod opieką nauczycieli. Czasem na prawie cały dzień.

Z punktu widzenia ucznia największym zagrożeniem jest stałe obniżanie poziomu kształcenia oraz rosnąca nierówność w dostępie do edukacji na najwyższym poziomie. Powoduje to utrwalanie się podziałów klasowych i blokowanie ścieżek awansu społecznego. Zagrożeniem jest też rosnąca niepewność wyboru ścieżek edukacyjnych i zawodowych ze względu na brak przewidywalnych scenariuszy na przyszłość. Potęguje tę niepewność to pasywność instytucji państwowych odpowiedzialnych za aktywizację zawodową.

Dużym problem jest też pogarszanie się stanu edukacji i badań naukowych na uczelniach ich chroniczne niedofinansowanie oraz sposób rozdzielania grantów na badania. Studia wyższe wymagają całościowej reformy tak by z jednej strony dawały rzetelną edukację a z drugiej umożliwiały prowadzenie badań naukowych. Dziś stają się, a w zasadzie stały się już, fabrykami mniej lub bardziej użytecznych dyplomów. A dodatkowo działania kolejnych ministrów, skutecznie wpływają na obniżenie autorytetu nauki w społeczeństwie a niektóre sprawiają wrażenie wręcz groteskowych, jak np. powołanie Akademii Zamojskiej.

Program „ekologiczny” pełen jest nieistotnych banałów nie uwzględniających ani sytuacji, w której jest polskie społeczeństwo, ani też inicjatyw podejmowanych  w tym zakresie przez rząd. Proces transformacji energetycznej w zasadzie nie został w Polsce nawet rozpoczęty. Trudno bowiem uznać za część tego procesu tzw. uchwały antysmogowe, tym bardziej, że tak naprawdę została ona zrealizowana tylko przez miasto Kraków. Proces transformacji powinien zostać rozpoczęty od zbudowania strategii polskiej energetyki. Zapóźnienia w polskiej energetyce są olbrzymie, zarówno jeśli chodzi o producentów energii jak i linie przesyłowe. Strategia energetyczna powinna przewidywać zastępowanie konwencjonalnych elektrowni,  elektrowniami jądrowymi , rozwojowi lokalnych (powiatowych) systemów energetycznych opartych o lokalne źródła małej mocy (małe hydroelektrownie, małe farmy wiatrowe, systemy fotowoltaiczne i źródła wód termalnych.). Zaopatrzenie ludności w energię elektryczną powinno stać się zadaniem własnym samorządu podobnie jak zaopatrzenie w wodę i odbiór ścieków. Uzupełnieniem systemu powinny stanowić niepubliczne  elektrociepłownie gazowe i jądrowe z generatorami średniej mocy. Nie ma żadnych szans na sprawiedliwy dostęp do względnie taniej energii bez intensyfikacji programu atomowego, zarówno realizowanego przez sektor prywatny jak i przez spółki i podmioty publiczne.

Jedynym krajem w Europie, który nie zwiększa emisji gazów cieplarnianych jest Francja w której energetyka oparta jest o elektrownie jądrowe. Niebawem dołączą do niej Czechy Słowacja i Węgry , wszystkie realizujące projekty elektrowni jądrowych. Pytanie czy przysłowiowy Polak , pozostanie przed szkodą i po szkodzie głupi.

Kryterium neutralności klimatycznej powinny podlegać również procesy produkcyjne oraz dystrybucja artykułów zaspokajających potrzeby jednostek z wyraźną preferencją dla produktów o najkrótszym dystansie logistycznym. Podatek od transportu dóbr byłby dobrym rozwiązaniem ale musiałby być wprowadzony do ustawodawstwa unijnego. Jako strategię uzupełniającą należałoby uznać preferencje dla transportu publicznego czy to szynowego, czy kołowego. 

Kolejnym sfera wymagającą gruntownej zmiany to opieka zdrowotna. Ona też wymaga kompleksowej reformy zwiększania zakresu i dostępności podstawowej opieki medycznej. Kto wie, czy jednym z rozwiązań nie powinno być włączenie jej do zadań własnych samorządu lub przynajmniej zwiększenia aktywności samorządów w tym zakresie. Głębokich zmian wymaga też system finansowania opieki medycznej.

Potrzebujemy również zmiany sposobu kształcenia i przygotowywania lekarzy do zawody. Pilnie potrzebne jest zwiększenie liczby miejsc na studiach medycznych oraz specjalizacji, zwłaszcza w najbardziej deficytowych specjalnościach.

PiS , dosyć konsekwentnie, rujnuje system podatkowy, komplikuje go ubierając go w nowe szaty, mające sugerować, że staje się on bardziej sprawiedliwy. To oczywista nieprawda , król jest nagi i niesprawiedliwy. Budżet łatany jest przy pomocy dodatkowych opłat, których jakoby celem jest sterowanie konsumpcją a tak naprawdę jedynym celem jest zasypywanie rosnącej dziury budżetowej. Wprowadzenie wieloprogowego, progresywnego systemu podatków od dochodów indywidualnych to jedyna szansa i droga do uzdrowienia finansów publicznych , umożliwiająca gwarancje realizacji obowiązków państwa wobec obywateli.

Należy również konsekwentnie bronić Kodeksowych stosunków pracy, wspierać gwarancje prawne pracowników i działania związków zawodowych. Należy dążyć do ukrócenie praktyk wypychania pracowników z umów etatowych na umowy cywilnoprawne czy tym bardziej fikcyjna działalność gospodarczą. Może takim działaniom sprzyjać zmiana przepisów podatkowych w zakresie podatku od umów cywilnoprawnych oraz rozszerzenie obowiązku VAT.

Nie należy w nowym programie Lewicy uciekać od kompleksowej reformy prawa z Konstytucją włącznie. Jej często słuszne zapisy bywają bardzo łatwo interpretowane niezgodnie i intencja prawodawców, łamane lub omijane. Przy tej okazji należy zaproponować powrót do demokratycznych standardów demokracji, likwidacji senatu, konsekwentnie proporcjonalnej ordynacji wyborczej, przywrócenia ładu sądowniczego, oddzielania funkcji prokuratora generalnego od funkcji ministra. Nowa konstytucja powinna usunąć przeszkody (niektórzy uważają je za istotne) w wejściu do strefy Euro. Po za tym należy ją wyczyścić z treści wyznaniowych oraz oczywiście konkordatu. Przedstawienie takiego projektu jest po prostu obowiązkiem socjaldemokratycznej lewicy.

Podjęcie tematów to dobry początek dyskusji tym bardziej, że żadne inne ugrupowanie nie przejawia refleksji na ważne tematy.  Są jeszcze bardziej bezradne wobec teraźniejszości a już całkowicie wobec wyzwań jakie niesie przyszłość.